W październiku 2001 roku pokonałem Roba Van Dama i zostałem pretendentem numer jeden do pasa WCW, który posiadał The Rock. Walka miała się odbyć w St. Louis na następnym PPV - No Mercy. Pasy WWE i WCW były dwoma różnymi mistrzostwami świata funkcjonującymi w jednej federacji, dokładnie tak, jak pasy Raw i Smackdown! obecnie. Angle, który prowadził do walki, zakładał, że Rock będzie mówił, że nigdy nie wygrałem niczego wielkiego. A była to prawda - przy wszystkich moich przechwałkach, nigdy oficjalnie nie zapiąłem mistrzostwa świata na moim cudownym brzuchu.
Między Rockiem i mną była wtedy doskonała chemia, więc walka na No Mercy była jedną z naszych najlepszych. Udało nam się utrzymać publiczność w napięciu dzięki całej masie przerwanych finishów: ja wykopałem po Rock Bottom, a Rock uciekł z Walls of Jericho zaraz po tym, jak udaremniłem People's Elbow. Nikt nie wiedział, kto wygra, do chwili, w której Stephanie odwróciła uwagę Rocka, a ja wykonałem na nim mój nowy finisher - Breakdown. (Była to niezdarna akcja i przestałem jej używać kilka miesięcy później. Wskrzesił ją dopiero The Miz, który nie wykonuje jej nawet w połowie tak dobrze jak ja.) Widziałem rękę sędziego, która klepnęła w matę trzy razy, i właśnie tak stałem się mistrzem świata. I w przeciwieństwie do mojego nieczystego zwycięstwa w czasach studenckich, to się stało naprawdę. Ironia losu, że musiałem odejść z WCW i przejść do WWE, by zostać mistrzem WCW.
Po walce WWE.com przeprowadzało ze mną wywiad i zapytało mnie, czy jest coś, co chciałbym powiedzieć jako nowy mistrz świata.
"Taaa, chciałbym powiedzieć Ericowi Bischoffowi, żeby spierdalał. I możecie to wydrukować".
Nie było to zbyt eleganckie, ale czułem się usprawiedliwiony. Wciąż byłem zły na Bischoffa. Słyszałem, że po moim odejściu z WCW, mówił ludziom, że Vince nie wie, co ze mną robić, i poniosę gigantyczną klęskę w WWF. Teraz, kiedy miałem na sobie pas Bischoffa w federacji Vince'a, chciałem wepchnąć mu go prosto w gardło. Jednak zamiast mówić Ericowi, by spierdalał, powinienem mu podziękować. W końcu, gdyby nie pozwolił mi odejść z WCW, nigdy nie skończyłbym jako mistrz WCW.
Byłem mistrzem tylko przez kilka tygodni, do czasu rewanżu z Rockiem na Raw. Nasza druga walka była prawie tak dobra jak pierwsza, mimo że doskwierał nam brak czasu. Walczyliśmy na końcu gali, a kiedy przygotowywaliśmy się do końcówki, powiedziano nam, że mamy tylko trzy minuty do zejścia Raw z anteny. Jedynym sposobem, by zdążyć, było przyspieszenie końcówki (Rock miał odzyskać tytuł po niespodziewanym rollupie) oraz wydarzeń po walce (miałem zaatakować go krzesłem). Problem w tym, że spanikowałem, gdy sędzia poinformował mnie o czasie, i zamiast czekać na Rocka, by ustawił się do mnie plecami, zachowałem się jak rookie i zaatakowałem go od przodu. Uszkodziłem mu ramię, a w plecy walnąłem go dopiero, gdy gala zeszła z anteny.
Czułem się głupio, bo zamiast chronić przeciwnika, bezmyślnie wymachiwałem krzesłem, nie dbając o jego zdrowie. To tak, jakbym napluł mu w twarz. Straciłem spokój z powodu presji, a Rock musiał za to zapłacić.
Stałem nad moją ofiarą, po czym zostałem wygwizdany, gdy szedłem w stronę rampy. Gdy zszedłem za kurtynę, usłyszałem warczącego Vince'a, "Co się z nim stało, jak mógł być tak bezmyślny?" Podszedłem do niego, ale połączenie wstydu za to, co zrobiłem The Rockowi, oraz wściekłości, że Vince mówi o mnie za moimi plecami, sprawiły, że straciłem panowanie nad sobą.
"Daj spokój, Vince! Brakowało nam czasu, co do cholery miałem zrobić?"
Wszyscy w Gorilla [Position] zamilkli, a ja zdałem sobie sprawę, że właśnie nawrzeszczałem na szefa na oczach jego pracowników.
Kurtyna! Czas zejść ze sceny...
Ulotniłem się z Gorilla i czekałem aż Rock wróci z ringu. Gdy w końcu się pojawił, przeprosiłem go. Był wyrozumiały, ale wiedziałem, że jest wściekły. Nie bez powodu. Na szczęście z jego ramieniem wszystko było okej. Jednak i tak nie mogłem spać tej nocy. Zastanawiałem się, co zrobi Vince, gdy przyjdę do pracy następnego dnia.
Kiedy wszedłem do hali, poszedłem prosto do jego biura.
"Przepraszam, że rzuciłem się na ciebie, Vince. Jest mi naprawdę przykro i wstyd mi za to, co zrobiłem. Nie powinienem się spieszyć - wtedy nie kontuzjowałbym Rocka. Nie powinienem też krzyczeć na ciebie. To było nieprofesjonalne i nie na miejscu". Czułem jednak, że nie kupuje moich przeprosin i byłem pewny, że stanę się kolejnym członkiem Kiss My Ass clubu. Szczęśliwie ominęło mnie to.
Vince, jeśli to czytasz, nawet o tym nie myśl...
Walka wieczoru Survivor Series 2001 była zwieńczeniem Invasion angle. Team Alliance, kombinacja ECW i WCW, w składzie: Steve Austin, Kurt Angle, Booker T, Rob Van Dam i Shane McMahon, zmierzył się z Teamem WWE w składzie: The Rock, Undertaker, Kane, Big Show i Chris Jericho. Zwycięska drużyna miała przejąć kontrolę nad federacją. Możecie sobie jednak wyobrazić, jakie zdanie na temat rosteru WCW/ECW miał Vince i reszta kierownictwa, skoro 60 procent Alliance składało się z gwiazd WWE.
W końcówce Angle odwrócił się od Austina i pomógł Rockowi oraz Teamowi WWE wygrać walkę. Po trzynastu latach WCW było w końcu pokonane.
Gdy Alliance upadło, coś trzeba było zrobić z dwoma mistrzostwami świata. Vince podjął decyzję, by połączyć je i ukoronować pierwszego Undisputed Championa w historii wrestlingu.
Na następne PPV o nazwie Armageddon [nazwa została zmieniona na Vengeance - przyp.] został ogłoszony turniej, a uczestnikami zostali Austin, Rocky, Angle i ja. Nie miałem pojęcia, kto będzie zwycięzcą, ale cieszyłem się, że Vince widzi mnie w elicie walczącej o wielką nagrodę.
Dwa tygodnie przed PPV walczyłem z Austinem na Raw w Milwaukee. Pokonał mnie czysto po Stunnerze. Przed walką spytałem Paula Heymana, czy to dobry pomysł, by Austin pokonał mnie na kilka tygodni przed turniejem.
Odpowiedział, "Zaufaj mi - zrób to. Idź i stocz tak dobrą walkę, jak tylko możesz". Ufałem Paulowi, więc zgodziłem się i nie myślałem o tym więcej.
Byłem jednak w tej branży przez ponad dziesięć lat, więc mogłem wyczuć, że coś się święci. Nie było powodu, dla którego Austin powinien mnie pokonać tuż przed PPV... chyba że... może... w jakiś sposób... Będę z nim walczył na turnieju?
Drabinka była taka: ja walczę z Rockiem w pierwszej rundzie, a zwycięzca walczy z Austinem lub Kurtem w finale. Jeśli Austin i ja mielibyśmy rewanż, byłby to finał o Undisputed Championship.
Gdyby był to przypadek, ktoś na pewno by mi o tym powiedział, no nie?
Tydzień przed PPV Austin podszedł do mnie i powiedział, "Gratulacje, dzieciaku".
"Za co?", odpowiedziałem pytająco.
"Walczymy w finale turnieju i ty wychodzisz zwycięsko. Vince zrobi z ciebie Undisputed Championa".
Prawie wyplułem serce na koszulkę Memphis Maniax XFL, którą Steve miał na sobie. Vince chce mnie jako mistrza? Czekałem na te słowa od czasów studiów. I chociaż nie wypowiedział ich Vince, usłyszenie tego od największej gwiazdy w tej branży było równie dobre.
"Więc pokonasz mnie w ostatniej walce", powiedział Austin, wypluwając resztki tabaki do butelki z wodą. "Nie chcę, by była to inna walka. Chcę, by to właśnie ta walka cię ustawiła".
Zaszczycony i nieco zszokowany odpowiedziałem, "To naprawdę super, ale jestem pewny, że plany się jeszcze zmienią".
Steve odparł twardo, "Nic się nie zmieni. Vince nie rozmawiał jeszcze z tobą?"
Gdy powiedziałem, że nie, Steve odwrócił się, mówiąc, "Nie martw się dzieciaku. Wkrótce z tobą porozmawia".
Jakieś dwadzieścia minut później rozmawiałem z Anglem na temat PPV. Powiedział mi wprost, że to on zdobędzie Undisputed Championship na Armageddon.
Sytuacja pogmatwała się raz jeszcze, gdy Pat Patterson zapytał, czy rozmawiałem z Vincem.
Udając głupka, powiedziałem Patowi, że nie. Odpowiedział, "Vince chce zrobić z ciebie mistrza. Na pewno dzisiaj ci o tym powie". Ale nie robiłem sobie nadziei, bo Vince dość często zmienia zdanie. Wciąż miałem traumę po WrestleManii 2000, kiedy to twarz Micka Foleya zastąpiła moją na plakacie gali.
Mijały godziny, a ja wciąż nie rozmawiałem z Vincem. Nie chciałem tak po prostu wpakować mu się do gabinetu i zapytać, czy jest coś, co chciałby mi powiedzieć. Pomyślałem, że powie mi, kiedy będzie gotowy.
W końcu spotkałem go na korytarzu, gdy szedł w moją stronę z wielkim uśmiechem. "To ten moment", pomyślałem. Architekt całej branży wrestlingowej miał mianować mnie na nową gwiazdę.
"Chris, chciałem ci o czymś powiedzieć".
W końcu - mój bilet do nieśmiertelności.
"Chciałem ci powiedzieć... że masz najbardziej zniewieściały chód, jaki kiedykolwiek widziałem. Powinieneś to robić w bardziej męski sposób".
Po tych słowach wybuchnął swoim słynnym śmiechem i poszedł dalej.
Kiedy przyjechałem do hali w San Diego dzień przed PPV wciąż nie wierzyłem, że to ja wygram turniej. Zazwyczaj, gdy ktoś zdobywa mistrzostwo świata po raz pierwszy, ma na widowni kogoś bliskiego, z kim może świętować sukces. Ale ja nie miałem zamiaru zabierać Jess [Jessica - żona Jericho] czy mojego taty, ponieważ byłem w połowie przekonany, że plany się zmienią i wyszedłbym na głupka.
Poszedłem na stołówkę i zobaczyłem Vince'a rozmawiającego z Undertakerem. Wciąż nie powiedział mi o pasie mistrzowskim, więc uznałem, że już tego nie zrobi. Ale kiedy doszedłem, by się przywitać, Vince powiedział złośliwie, "Możesz uznać, że branża pada, bo chcemy zrobić z Jericho mistrza".
Tak wyglądała wielka rozmowa Vince'a ze mną. Nie do końca tak ją sobie wyobrażałem, ale przynajmniej miałem pewność, że naprawdę zdobędę pas.
Vince odszedł, a Undertaker powiedział, "Zrób to, chłopie. To twój czas. Idź tam i skop komuś dupę".
Miło było mieć czyjeś błogosławieństwo. Nawet, jeśli tym kimś był truposz.
W pierwszej rundzie walczyłem z Rockiem. Po dwudziestu magicznych minutach odliczyłem go po jego własnym Rock Bottom i po interwencji Vince'a. Byłem mistrzem WCW po raz drugi, a więc o jeden raz więcej niż David Arquette.
Czołgałem się do narożnika, gdy usłyszałem najsłynniejszy dźwięk tłuczonego szkła. Austin (który pokonał Angle'a w pierwszej rundzie) niczym burza wszedł na ring i rozpoczęła się kolejna walka. Nieco wcześniej Rocky wrócił i sprzedał mi Rock Bottom. Pojawił się również Angle, który wykonał na Austinie Olympic Slam. W efekcie Steve i ja leżeliśmy na ringu, gdy sędzia kazał uderzyć w gong na rozpoczęcie walki.
Nie była to tak dobra walka, jak ta, którą miałem z Rockiem. Nie był to też taki moment mojej kariery, jak przewidywał Austin. Sama walka była solidna, ale końcówka była porażką. Miała może tyle sensu co odcinek "Zagubionych". Ric Flair, Vince McMahon i Booker T dołączyli do Rocka i Angle'a, interweniując w walce. Każdy z nich sprawiał, że moje zwycięstwo wyglądało na przypadek, a to była ostatnia rzecz, której potrzebowałem. Potrzebowałem pomocy bookerów, by być wiarygodnym mistrzem, ponieważ moje nazwisko i status były znacznie niższe niż w przypadku pozostałej trójki. Zamiast tego pokonałem Rocka, używając jego finishera, i Austina, nokautując go pasem po interwencjach Jona, Kate i ich ósemki dzieci [nawiązanie do programu TLC "Rodzina 2+8"].
Nie pomagało to, że publiczność była cicho przez całą walkę, ponieważ nikt nie sądził, że jest choć cień szansy, bym wygrał. Ale kiedy Booker T zaatakował Steve'a od tyłu, doczołgałem się do niego i odliczyłem, zdobywając WWE Championship po raz pierwszy i stając się jedynym Undisputed Championem w historii wrestlingu. Jednak fani nie kupili tego nawet po tym, jak Vince podniósł moją ręką i zasypała nas lawina confetti.
To był najważniejszy moment mojej kariery, a publiczność w San Diego była tak cicha jak pierdnięcie w kościele.
Ale to wciąż był mój moment i zamierzałem się nim delektować niczym dziecko ssące pierś J-Woww. To było nieprawdopodobne, podnieść oba pasy do góry. Nie mogłem uwierzyć, że byłem mistrzem. Trzymałem te same pasy co Hulk Hogan, Randy Savage, Ric Flair i Ricky Steamboat. Od mojej pierwszej walki w Ponoka, Alberta ponad jedenaście lat wcześniej moim celem było zostanie mistrzem interkontynentalnym. Teraz byłem pierwszym Undisputed World Championem. Jedynym człowiekiem w historii, który mógł tak o sobie powiedzieć. Stoczyłem tylko 1372 walki, by tego dokonać.
Zszedłem za kurtynę i spojrzałem na Vince'a. Uśmiechnął się i skinął głową, ale nie wyglądał tak, jakby był pod wrażeniem mojej pracy.
Zresztą ja też nie byłem.
Znalazłem odosobnione miejsce na backstage'u, usiadłem na wielkim zwiniętym dywanie i zacząłem analizować tę noc. Walczyłem przez 35 minut i pokonałem dwie największe gwiazdy na świecie. I chociaż żadna z tych walk nie była zła, nie były to pięciogwiazdkowe klasyki, jakich bym sobie życzył.
Chciałem walczyć lepiej. Chciałem, by publiczność bardziej zareagowała na moje zwycięstwo. Chciałem dostać lepszą reakcję od szefa.
Chciałem... walić to, super było siedzieć tam i trzymać dwa pasy!
Federacja dała mi szansę, bo doceniała moją pracę i wierzyła, że mogę być towarem, który zarabia pieniądze. Zdobycie pasów było jak podziękowanie, nagroda za mój wysiłek. Czułem się jakbym zdobył Oscara. Byłem Cubą Gooding Jr. po tym, jak zgarnął statuetkę za "Jerry'ego Maguire'a". Niestety, czasy "Lightning Jacka" i "Snow Dogs" miały wkrótce nadejść.
Opuściłem sacrum pokoju dywanowego i wróciłem do szatni. Była pusta. Roddy Piper powiedział mi kiedyś, że jedynym minusem bycia w main eventach jest to, że kiedy wrócisz do szatni, nikogo już tam nie ma. Po moim pierwszym main evencie na PPV zrozumiałem, jak wiele miał racji. Nie było nikogo, by świętować czy pogratulować mi. Byłem dosłownie sam.
Jednak nie zostałem totalnie olany przez moich towarzyszy. Benoit (który wciąż pauzował z powodu kontuzji karku) i Eddy Guerrero (który został wyrzucony z WWE a swoją ostatnią wpadkę) zadzwonili i powiedzieli, że są szczęśliwi i dumni ze mnie. Chris nawijał o tym, jak to nie wygrałem pasa tylko dla siebie, ale dla wszystkich wrestlerów, którym mówiono, że są za mali, by tego dokonać. Rey Mysterio, z którym nie rozmawiałem od czasów odejścia z WCW, zadzwonił, by mi pogratulować. Nawet Dave Penzer, konferansjer WCW (z którym miałem mój pierwszy wielki heelowy moment, gdy na Nitro zerwałem z niego garnitur), zadzwonił i powiedział, "Zrobiłeś to, czego nikt się nie spodziewał".
Miło było poczuć rosnącą falę poparcia od moich przyjaciół, a jeszcze lepsza była świadomość, że byłem Undisputed Championem, bitch!
Mistrz świata WWE w końcu dotarł do Anaheim i znalazł hotel o 23:58. Był bardzo głodny i gotowy na świętowanie godne Undisputed Kinga!
"O której zamykacie catering, Paniczu?", powiedział Król do gościa z recepcji.
"Przykro mi, proszę pana, ale zamykamy o 23. Bar zamykamy o północy".
Były dwie minuty po północy.
Król był niepocieszony i zniknął w mojej głowie, pozwalając wieśniakowi Jericho na powrót. Oto i on, Undisputed World Champion największej federacji na świecie, który nie może zjeść cholernej sałatki z krewetek.
Gość z recepcji dał mi numer do Domino's Pizza, a ja niegrzecznie wyrwałem kartkę z jego dłoni, mówiąc coś o zapiekanym homarze i kuskusie. 29 minut później (dwie minuty więcej i miałbym to za darmo) dzwonek do mojego pokoju zadzwonił, a dostawca powiedział mi, że czeka na dole z moim nędznym posiłkiem. Powiedziałem mu, żeby przyniósł go na górę, a on na to, "Przykro mi, proszę pana, ale nie przynosimy pizzy do pokoju. Będzie pan musiał zejść na dół, by ją odebrać".
Wskoczyłem w Zubazy [marka sportowych spodni stworzona przez Road Warriors - przyp.] i zszedłem boso na dół, by odebrać pizzę (dopisek mściwego autora: napiwek wyniósł 37 centów), po czym ruszyłem w stronę mojego pokoju. Przekopywałem kieszenie, szukając klucza, aż w końcu uświadomiłem sobie, że zatrzasnąłem go w pokoju, Wróciłem więc na dół (wciąż boso) i powiedziałem facetowi z recepcji, że potrzebuję nowej karty-klucza.
"Oczywiście, proszę mi pokazać dowód osobisty".
"Nie mam dowodu, jest w pokoju obok klucza. Poza tym zameldowałem się 44 minuty temu".
"Nie mogę panu wydać klucza bez dokumentu".
"Okej, a ja nie mogę pokazać dokumentu bez klucza".
Przegadywaliśmy się tak jak w najgorszym skeczu Reevesa i Mortimera, aż wreszcie zgodził się, by ochroniarz odprowadził mnie do pokoju. Zaznaczył jednak, że powinienem opisać dokładnie, jak wygląda w środku.
"No więc, jest tam walizka, przybory toaletowe i dwa pasy mistrzowskie, bo jestem pieprzonym WWE Undisputed Championem!"
Nie było modelek Playboya, paparazzi i kawioru dla mistrza tego wieczoru. Był tylko brak butów, problem z kluczem i zimna pizza w bezludnym hotelowym lobby. Osiągnąłem największy sukces w moim zawodzie, a nie mogłem nawet wejść do mojego cholernego pokoju.
Klątwa Jericho powróciła w moją pierwszą noc jako Undisputed World Champion.
Szybko jednak zrozumiałem, że ta pieprzona klątwa zamierza zostać ze mną dłużej niż tylko przez tę noc.
Rozdział 21: The Undisputed Champion of the World
Komentarze (5)
Skomentuj stronęBardzo dziekuje za tlumaczenie, mam nadzieje ze beda nastepne czesci.:)
Dobrze się to czytało. Nawet jeżeli pisał to Chrisowi jakiś ghostwriter, to czuć w tej opowieści luz Y2J. W tych wszystkich historiach zawsze zwraca moją uwagę to z jakim szacunkiem wrestlerzy wypowiadają się na temat Vince'a, jak mu podpadli, a później się kajali - jakby chcieli po raz kolejny po latach powiedzieć "Przepraszam Vince. Miałeś rację". Wiem, wiem... to książki spod znaku WWE. Ale chodzi o to, że ten facet jest tam rzeczywiście swojego rodzaju bogiem.
Cytat: Ghostwriter
Ghost, myślę że to raczej instynkt samozachowawczy niż wielki szacunek, jakim darzą Vince'a :D Jericho i tak sobie pozwolił bez Rey'owania dupy pokazać jakie było podejście McMahona do jego osoby, nawet kiedy ten zdecydował się na push dla niego. Pomiędzy wierszami przewija się wizja Vince'a, który wychodzi z założenia: "daje Ci tytuł, bo może być z tego kasa, ale nie uważam tego za swój najlepszy pomysł w życiu", a nie takiego, co to docenił w ten sposób Y2J'a za skillsy czy zasługi.
Bardzo dobra robota Six. Lubię te rozdziały pokazujące, że nawet w momentach kiedy wydaje się nam, że jesteśmy Królami Życia, życie to potrafi nas szybciutko przywrócić do pionu... Tak jest we wrestlingu, jak i w każdej innej pracy.
Gdzie można znaleźć poprzednie rozdziały?
W książce.