11.11.11 - czy nie prezentuje się to wyjątkowo?... z pewnością! Zwłaszcza, że na kolejną taką zbieżność jedynek w dacie będziemy zmuszeni poczekać jeszcze sto lat!
Dla fanów wrestlingu w Polsce był to niewątpliwie wyjątkowy dzień, biorąc pod uwagę fakt, że świętowaliśmy podwójnie, bowiem nie tylko po raz pierwszy w historii największa organizacja rozrywki sportowej na świecie odwiedziła nasze Państwo, ale i obchodziliśmy wtedy również Narodowe Święto Niepodległości. Jakby nie patrzeć oba te wydarzenia spowodowały, że tego dnia w Gdańsku, od rana do późnych godzin wieczornych, w powietrzu unosiła się atmosfera rywalizacji i walki do samego końca. W godzinach popołudniowych na ulicach starego miasta można było podziwiać "brawl", w którym uczestnicy Marszu Niepodległości starli się z policją (ponieważ nie jestem stronniczy, nie mam zamiaru oceniać kto w tej batalii był facem, a kto heelem;). Zadymy, choć były na tyle groźne, że szybko rozeszły się echem po całym kraju, na szczęście nie zdołały zakłócić nam tego na co tak długo czekaliśmy. Wieczorem pod Ergo Areną można było zobaczyć tysiące podekscytowanych fanów WWE czekających na wydarzenie, które dla wielu z nich było przełomowym momentem ich życia, gdyż wreszcie los dał im szansę zobaczyć na żywo w akcji bohaterów, których do tej pory mogli podziwiać jedynie na szklanym ekranie.
Myślę, że warto na sam początek przybliżyć nieco sylwetkę Ergo Areny, czyli właśnie tej hali, która miała zaszczyt gościć w swoich progach największe gwiazdy amerykańskiego wrestlingu. Otóż Ergo Arena to nowoczesny obiekt widowiskowo-sportowy znajdujący się na rozdrożu dwóch miast - Gdańska i Sopotu. Po 3 latach budowy oficjalnie oddana do użytku została w drugiej połowie roku 2010. Jej całkowita pojemność wynosi 15 000 miejsc. Przystosowana jest zarówno do organizacji różnego rodzaju zawodów sportowych, takich jak choćby lekkoatletyka, piłka ręczna czy siatkówka, a także do spektakli teatralnych i kinowych, koncertów, wystaw, konferencji i sympozjów. Mimo że użytkowana jest stosunkowo niedługo to miała okazję gościć m.in. takie imprezy jak finałowy turniej Siatkarskiej Ligi Światowej czy koncerty takich ikon sceny muzycznej Sting czy Ozzy Osbourne.
Osobiście mogę mówić o sporym szczęściu, gdyż mieszkam niedaleko Gdańska, a Ergo Arenę widzę codziennie jadąc kolejką do pracy, tak więc mój dojazd na galę nie był obwarowany trudnościami, gdyż na miejsce dotarłem w niecałe pół godziny, współczując gorąco tym, którzy musieli pokonać często gigantyczne odległości by zjawić się tego dnia przy ulicy Gospody 39.
Był to chłodny piątkowy wieczór. Na parkingu pod areną pojawiłem się na kwadrans przed godziną 18, o której miało rozpocząć się wejście. Szczerze mówiąc byłem nie lada zaskoczony widząc tłumy ustawione przy poszczególnych wejściach. Spodziewałem się sporego zainteresowania, ale to co zobaczyłem przekroczyło moje oczekiwania. To co jednak trafnie udało mi się przewidzieć to zamieszanie. Ludzie chodzili jak koty z pęcherzem i pytali się każdego czy stoją w dobrej kolejce. Wreszcie jednak sam zdołałem się znaleźć i stanąłem w tej, która czekała do wejścia A1. Widziałem ludzi o różnej płci i wieku. Sporo nastolatków, dużo dzieciaków z rodzicami (a nawet dziadkami), ale i oczywiście ekipy 20+. Stanąłem tuż za grupą 3 wesołych kolesi, którzy będąc bodajże po piwku w bardzo zabawny sposób komentowali aktualną sytuację oraz sylwetki zapaśników WWE, rzucając również kilka docinków w moją stronę zważywszy na to, że miałem na sobie koszulkę i bandanę Hulk'a Hogan'a ;).
Stojąc dość długo w wolno przesuwającej się kolejce udało mi się natrafić na kręcącego się obok Pana Andrzeja Suprona, który uraczył mnie swym autografem. (cyknąłem mu jeszcze fotkę w pośpiechu, bo ochrona kazała mi wracać do kolejki ;))
Po oczekiwaniu w wielkim napięciu wreszcie udało mi się przekroczyć próg Ergo Areny. Bardzo mili porządkowi wskazali mi drogę na miejsce i wreszcie stanąłem przy barierkach, skąd zobaczyłem oczekujący na zapaśników ring z niebieskim logiem SmackDown. Siedziałem w 3 rzędzie i cały czas nie mogłem jeszcze uwierzyć w to co widzę.
Hala sukcesywnie z każdą minutą zapełniała się coraz bardziej. Ucieszył mnie przede wszystkim fakt, że przed rozpoczęciem gali spotkałem ludzi, z którymi do tej pory utrzymywałem kontakt jedynie przez internet. Zwróciłem uwagę na pojawiających się fanów. Pomijając kwestie demograficzne, gdyż jak mówiłem wcześniej były tu osoby w przedziale wiekowym od 6 do 60 (i więcej) lat, przypatrzyłem się strojom jakie mieli na sobie ludzie. I tak mogę powiedzieć, że zdecydowana większość ubrała się w białe koszulki CM Punk'a, wychwyciłem również sporo t-shirtów Ceny i Ortona, dzieciaki latały w maskach Sin Cary, pojedynczo pojawiali się "reprezentanci" i Nexusa, przede mną siedział nawet "Hitman", a ja sam byłem jednym z bodajże trzech Hoganów jacy zasiedli tego wieczora na trybunach. Poza tym warto dodać widoczną obecność ekipy Attitude, którą z czasem było nie tylko widać, ale i słychać ;).
Na uwagę zasługują również transparenty. Przeważały tu bannery z Sheamus'em i Orton'em. Nie zabrakło też oczywiście perełek takich jak choćby "Orton=Push Killer", "Bring Back Sexual Chocolate" czy "Welcome to Poland", które przypadło do gustu kilku wrestlerom, którzy pokazywali sygnaturę osobiście.
Po długotrwałym wyczekiwaniu, robieniu zdjęć gównianym telefonem i rozmowie ze znajomymi i nieznajomymi wreszcie nadeszła godzina 20, o której punktualnie wystartowało show. Światło zgasło, a już po chwili rozległa się gigantyczna wrzawa ze względu na ogłoszenie mówiące o powrocie federacji do Polski już 12 kwietnia 2012!
Na ringu pojawiła się czarnoskóra, seksowna konferansjerka - Eden Stiles, która jeszcze bardziej rozkręciła publikę serwując informację, że openerem będzie Triple Threat Match. Jako pierwszy z uczestników na arenie pojawił się Daniel Bryan ze swoją walizką MitB, który został gorąco powitany (a mi udało się przybić mu piątkę ;)). Chwilę później zjawili się Justin Gabriel i Tyson Kidd, który przez swoje typowo heelowe zagrania zebrał spory heat. Starcie wyszło nadzwyczaj dobrze, śmiem powiedzieć, że było jednym najlepszych pojedynków na gali. Cała trójka zaprezentowała się z najlepszej możliwej strony, a ku uciesze publiczności zwycięzcą został Bryan, który zmusił Tyson'a Kidd'a do poddania się. Po walce Kidd poczuł jeszcze większą gorycz porażki, kiedy otrzymał od Gabriel'a 450 Splash. Ostatecznie mogliśmy zobaczyć obrazek dwóch triumfujących face'ów. Warto nadmienić, że z górnego sektora dochodziły głośne chanty "Let's go Dragon!" ;).
W następnym starciu fani mieli okazję zobaczyć monstrualnego Brodus'a Clay'a, który już niedługo ma oficjalnie zadebiutować na RAW. Zmierzył się on z synem słynnego "Million Dollar Man'a" - Ted'em Dibiase. Pojedynek co prawda nie był tak emocjonujący jak jego poprzednik, ale nie zabrakło emocji i kilku ciekawych zwrotów akcji. Mecz zakończył się wygraną giganta z Kalifornii, który nie dał szans podnieść się rywalowi po wykonaniu swojego Fall of Humanity.
Publiczność była podzielona, jeśli chodzi o doping. Wg mnie w stosunku 60 do 40% na korzyść Clay'a.
W następnym meczu naprzeciw siebie stanęli Jinder Mahal i Ezekiel Jackson. Walka została zdecydowanie zdominowana przez byłego ECW Championa, który przeważał do końca, kiedy to chwycił rywala w swój Torture Rack, po czym Hindus był zmuszony się poddać. Trzeba pochwalić Jackson'a za to, że swoje braki w ringu nadrabiał świetnym kontaktem z publicznością, zwracając bez przerwy uwagę na swoje śnieżnobiałe zęby i gigantyczne muskuły. Nie obeszło się jednak bez kilku chantów "You can't wrestle!", na które jednak chyba Big Zeke starał się nie reagować :).
Zrobiło się naprawdę gorąco przed rozpoczęciem kolejnego pojedynku. Mianowicie fani, którzy nie słyszeli wcześniej o problemach wizowych Sin Cary, niezwykle entuzjastycznie zareagowali, gdy muzyka meksykańskiego luchadora rozbrzmiała w Ergo Arenie. Zawodnik w tradycyjnym stylu wskoczył na ring, po czym zszedł z niego i wziął do ręki transparent jednego z fanów z napisem "I <3 Sin Cara", jednakże ku zaskoczeniu publiki... podarł go! Następnie zdjął maskę i okazało się, że w rzeczywistości to jego największy rywal - Hunico, który całkiem niedawno ze względu na porażkę właśnie z Sin Carą zmuszony był pozbyć się swej maski. Meksykanin wygłosił promo w języku hiszpańskim, co jak się okazało wywołało heat, a nawet usłyszeć można było głośne "WHAT?!" między wypowiadanymi przez niego zdaniami. Przeciwnikiem Hunico był Yoshi Tatsu. Starcie z pewnością było szybsze i bardziej dynamiczne w porównaniu do swoich dwóch poprzedników, jednakże nie porwało publiczności w oczekiwany sposób. Zwycięstwo odniósł Hunico, który odliczył Tatsu po High-angle senton bomb.
Mecz numer 5 to zdecydowanie najlepsze widowisko jakie było dane nam oglądać tego wieczora (przynajmniej dla mnie). "Celtycki Wojownik" Sheamus, który otrzymał zdecydowanie największy pop na gali stawił czoła bardzo szanowanemu przez naszą widownię Wade'owi Barrett'owi. Wstępne plany zakładały, że w miejsce Barrett'a w tym meczu wystąpi Christian, który niestety nabawił się kontuzji. Sam pojedynek pokazał na co naprawdę stać zarówno byłego Mistrza Świata, jak i byłego lidera słynnego Nexusa. Stworzyli wspólnie naprawdę solidne i ekscytujące, a zarazem bardzo ciekawe starcie. Punktem kulminacyjnym walki wydawał się być moment, w którym Brytyjczyk uchylił się przed Brouge Kick'em i wykonał Spinning Side Slam. Wydawało się, że już po wszystkim jednak Sheamus kick outował. Chwilę później zdołał uciec przed Wastelandem i wykonać wreszcie udanie swoją akcję kończącą, co nie pozwoliło Barrett'owi się podnieść.
Po tym jakże gorącym starciu fani mieli okazję odetchnąć, gdyż ogłoszona została przerwa.
Po powrocie oglądaliśmy pojedynek div, który oczywiście nieco "przygasił" zgromadzony tłum. Alicia Fox stanęła do walki z Natalyą, a niespodzianką była sędziująca mecz Aksana. Starcie miało raczej charakter komediowy, gdyż często oglądaliśmy akcje typu "klepanie po tyłku", które jednak spotykały się z aprobatą ze strony Panów ;). Alicia zwyciężyła, mimo to jednak to Natalya znalazła poparcie u fanów, którzy zdecydowanie głośniej dopingowali właśnie córkę Jim'a Neidhart'a. Po walce rozwścieczona Natalya miała pretensje do Aksany, której rzuciła wyzwanie. I tak odbył się "mecz", w którym Aksana odliczyła po kilku sekundach Kanadyjkę do 3, w czym pomogła jej Fox.
Nieco uśpioną publikę natychmiast rozbudziło ogłoszenie konferansjerki, która zapowiedziała, że następną prezentowaną atrakcją będzie Street Fight! Wiadomo było, że szykuje się starcie, które dla wielu fanów zgromadzonych tego wieczora w Ergo Arenie było najistotniejszym wydarzeniem. Był to oczywiście pojedynek Cody Rhodes vs Randy Orton. Mistrz Interkontynentalny został powitany sporą dawką pozytywnych reakcji. Syn Dusty'ego Rhodes'a nie miał jednak zamiaru przymykać na to oka i od razu wziął w ręce mikrofon, dzięki czemu mieliśmy okazję usłyszeć solidne, heelowe promo, w którym Cody przedstawił się polskiej publiczności, używając nawet ku zaskoczeniu widowni zwrotu w naszym ojczystym języku, a mianowicie "Jestem najlepszy w WWE". Udało mu się jednak zgarnąć upragniony heat po wypowiedzeniu dwóch kluczowych słów - "Poland sucks!", które były bardzo mocnym impulsem wywołującym dezaprobatę widowni. Wtem Randy Orton ukazał się przy muzyce "Voices", zgarniając monstrualny pop. Starcie było bardzo interesujące, co prawda skłamałbym mówiąc, że było najlepsze na gali, ale przyznam, że trzymało się w czołówce. Warto zwrócić uwagę, że mieliśmy tu do czynienia z wojną chantów - "Let's go Randy!" - wykrzykiwane w większości przez kobiety, dzieci i emerytów, przeciwko Let's go Cody!" - wydobywającym się z gardeł mężczyzn. Ze względu na stypulacje mieliśmy okazję zobaczyć Orton'a używającego schodów i ochronnej maski Rhodes'a. Fani starszego pokolenia zacierali ręce, gdy Cody uciekł przed RKO i wykonał rywalowi Beautiful Disaster, po czym prędko przeszedł do Cross Rhodes. Randy nie dał się jednak odliczyć, a już niecałą minutę później ku ucieszę młodszych widzów Orton wykonał swój słynny finisher i wszyscy wiedzieli, że w tym momencie jest już po wszystkim.
Pora na Main Event, o którym już na wstępie mogę powiedzieć, że nie spełnił oczekiwań i z pewnością nie był największą atrakcją tego wieczora (no chyba, że mówiąc NAJWIĘKSZĄ bierzemy pod uwagę gabaryty zawodników). "Najsilniejszy Człowiek Świata" Mark Henry postawił na szali tytuł World Heavyweight Championship w walce przeciwko Big Show'owi. "Największy atleta na Ziemi" udowodnił, podczas swojego wejścia, jak bardzo szanowany jest w naszym kraju. Od samego początku przedstawiał on bojową postawę w przeciwieństwie do Mistrza Świata, który usłyszał głośne buczenie ze względu na to, że nie wykazywał chęci do walki. Na akcję musieliśmy chwilę poczekać, co zaowocowało pojawiającymi się chantami "TNA" oraz "We want wrestling", do których sam się dołączyłem :). Walka była klasyczną "batalią potworów", czyli próby sił, punche, headbutty itp., co oczywiście później spotkało się raczej z negatywnymi recenzjami. Punktem kulminacyjnym było tutaj raczej to co stało się po meczu. Mianowicie Henry przegrał go przez dyskwalifikację, po tym jak użył krzesła na przeciwniku, a tuż po ogłoszeniu werdyktu na ring wtargnęli Rhodes i Barrett, którzy zaatkowali Big Show'a. Natychmiast z pomocą przybyli Sheamus i Orton, którzy szybko rozprawili się z ekipą heeli, która uciekła do szatni. Face'owie tauntowali do publiki, po czym pojedynczo powoli opuszczali arenę żegnając się i rozdając autografy. Chwilę później podziękowano fanom za przybycie i ok. godz. 23 było już po wszystkim.
Widzowie opuszczali Ergo Arenę z uśmiechem na twarzy i zadowoleniem, że pieniądze jakie wydali na bilety nie poszły na marne. Egzamin zdali zarówno wrestlerzy jak i fani. Ci pierwsi zaprezentowali nam najwyższy poziom swoich umiejętności, a widowisko jakie oglądaliśmy, niczym nie odbiegało od tego, które mamy okazję zobaczyć w telewizji. Ci drudzy z kolei nie tylko wypełnili halę po same brzegi, gdyż mówi się, że event na żywo oglądało 10 500 widzów, co było trzecim wynikiem podczas całego europejskiego tournée, ale dali swoim idolom solidny i głośny (a śmiem nawet użyć stwierdzenia - profesjonalny) doping. Emocje były niesamowite i po tym co widziałem mogę wnioskować, że gdy w kwietniu RAW zrobi najazd na Gdańsk z CM Punk'iem i John'em Ceną na czele, Ergo Arena wręcz wybuchnie nie tylko ze względu na to, że będzie pękała w szwach, ale również z powodu ponad przeciętnej temperatury krwi płynącej w żyłach zgromadzonych członków WWE Universe.
Wychodząc z budynku miałem tzw. "banana" na twarzy i wilgotne oczy, a serce krajało mi się z radości, że miałem okazje zobaczyć na żywo i dotknąć to na co moja uwaga zwrócona była przez ostatnią dekadę. Byłem w takim transie (czy też mark modzie, jak kto woli ;)), że nie mogłem trafić do samochodu, kiedy jednak już wreszcie do niego wsiadłem to zdałem sobie sprawę, że pora wrócić do szarej rzeczywistości, a mianowicie wyjechać z zatłoczonego parkingu, wrócić do domu, a rano wstać i jechać na uczelnię. Mimo wszystko nie przejmowałem się tym, ze względu na to, że owe wydarzenie wstrzyknęło mi dawkę pozytywnej energii i pozwoliło mi spełnić swój długo wyczekiwany AMERYKAŃSKI SEN.
Wyniki:
1. Daniel Bryan pokonał Tyson'a Kidd'a i Justin'a Gabriel'a w Triple Threat Matchu
2. Brodus Clay pokonał Ted'a Dibiase przez pin fall
3. Ezekiel Jackson pokonał Jinder'a Mahal'a przez submission
4. Hunico pokonał Yoshi'ego Tatsu przez pin fall
5. Sheamus pokonał Wade'a Barrett'a przez pin fall
6. Alicia Fox pokonała Natalyę przez pin fall
7. Aksana pokonała Natalyę przez pin fall
8. Randy Orton pokonał WWE Intercontinental Championa Cody'ego Rhodes'a przez pin fall
9. Big Show pokonał World Heavyweight Championa Mark'a Henry'ego przez dyskwalifikację
Największy pop: Sheamus, Randy Orton, Big Show
Największy heat: Mark Henry, Hunico, Cody Rhodes
Krystian "Hulkamaniak" Malinowski
Komentarze (0)
Skomentuj stronę