Piąta Kolumna #15: Wrestling za żelazną kurtyną. Jak Ric Flair opłakiwał Kim Ir Sena

Choć Wrestlemania z roku na rok organizowana jest w coraz większych arenach jestem pewien, że jeszcze przynajmniej przez kilkadziesiąt lat rekord frekwencji na gali wrestlingu będzie należał do...Korei Północnej, gdzie 14 lat temu według różnych źródeł zmagania wrestlerów WCW i NJPW oglądało od 150 do 190 tys. widzów. Pokaz, który odbył się w ramach Międzynarodowego Festiwalu Pokoju pozostaje do dziś największym i...najbardziej dziwnym wydarzeniem w historii wrestlingu


1995 rok nie zapowiadał się dobrze dla WCW. Poniedziałkowe Nitro, które całkowicie zmieniło istnienie federacji powstało dopiero we wrześniu, a transferowane z WWF gwiazdy pokroju Hogana i Macho Mana nie rozpalały dostatecznie głów fanów wrestlingu. Vince McMahon był na amerykańskim rynku ciągle górą. Z drugiej strony WCW miała większy potencjał "międzynarodowy" dzięki ciągnącej się od kilku lat współpracy z New Japan Pro Wrestling założoną i kierowaną przez Antonio Inokiego, który w wrestlingowym światku w pełni zasłużył na miano "człowieka-legendy". Inoki - protegowany słynnego Rikidozana, fantastyczny wrestler i promotor, którego zasługi dla promocji wrestlingu na całym świecie są nie do przecenienia. Jako zapaśnik Inoki był jednym z pionierów MMA i stoczył w swojej karierze wiele legendarnych pojedynków z mistrzami innych dyscyplin sportu m.in. mistrzem olimpijskim w judo Willemem Ruską czy Muhammadem Ali, uznawanym za najlepszego boksera w historii (ich pojedynek odbył się w 1976 roku w Tokio)



Walka Muhhamada Ali z Antonio Inkoki

I choć wiele mówi się o tym, że walki były, tak jak w wrestlingu, ustawione, nie znaleziono dotąd dowodów na potwierdzenie tej teorii., a sami bohaterowie gwałtowanie zaprzeczają. Jednak zasługi Inokiego dla promocji biznesu sięgają znacznie dalej - to on organizował pierwsze w historii gale wrestlingu w tak egzotycznych miejscach jak Pakistan, Iran, Chiny, Tajwan czy ZSRR. Jednak pomysł, na który Antonio wpadł w połowie lat 90-tych miał przebić wszystkie inne: gala wrestlingu w Korei Północnej, najbardziej wyizolowanym państwie na świecie. Choć od tego wydarzenia minęło już 14 lat, nawet dziś brzmi ono mocno abstrakcyjnie. Bo tylko pomyślcie jak to wygląda - jedna z ulubionych rozrywek imperialistycznego świata w jednym z ostatnich bastionów komunizmu, kraju, który od lat skutecznie izoluje się od świata, kontroluje media i pierze mózgi mieszkającym tam ludziom przekonując ich, że mieszkają w światowym imperium. A to wszystko miałby organizować Japończyk, przedstawiciel wrogiego kapitalistycznego państwa, które Korea Północna uważała za jednego ze swoich głównych wrogów obok USA.

PRZYGOTOWANIA

Oczywiście, gala nie mogła odbyć się ot tak sobie, dlatego do negocjacji zasiedli przedstawiciele rządów obu stron i, co może zaskakiwać, dość szybko doszli do porozumienia. Ogłoszono, że pod koniec kwietnia w koreańskim Phenianie odbędzie się dwudniowy festiwal pod oficjalną nazwą Sportowy i Kulturalny Festiwal na rzecz Pokoju, a gwoździem programu będą...walki wrestlerów. Inokiemu udało się przekonać koreańskich dygnitarzy, ponieważ...był jednym z najbardziej lubianych Japończyków w Korei Północnej. Mimo iż pochodził z wrogiego kraju, dygnitarze wiedzieli, że jest protegowanym słynnego Rikidozana, który choć był japońskim bohaterem narodowym, urodził się na terytorium Korei Północnej i sam przyznawał, że czuje się Koreańczykiem, a nie Japończykiem.
Teraz Inokiemu pozostało tylko przekonać WCW, że wspólna gala w Korei Północnej jest dobrym pomysłem. Niestety, nie udało mi się dotrzeć do informacji mówiących o tym, jak doszło do sfinalizowania umowy, jednak czytałem, że czynnikiem, który zdecydował o zainteresowaniu WCW był main event tej gali, czyli walka Ric Flair vs Antonio Inoki. Amerykański bohater kontra japoński Bóg puroresu - po raz pierwszy na jednym ringu! Nic dziwnego, że promotorom z Atlanty zaświeciły się żaróweczki - Inoki to, przynajmniej od czasu transmitowanego na cały świat pojedynku z Alim było bardzo duże nazwisko w branży, a Flair...Flaira nikomu nie trzeba przedstawiać.
W końcu więc do Korei Północnej poleciała silna delegacja WCW, w której oprócz Nature Boya znaleźli się m.in. Eric Bischoff, Chris Benoit, 2 Cold Scorpio, Dean Malenko, Ric Steiner i Scott Steiner. A oprócz nich na gali miał wystąpić święcący wielkie sukcesy w Japonii Scott Norton, który jeszcze w tym samym roku podpisze kontrakt z WCW. Z ich relacji wynika, że do końca życia nie zapomną tego, co zobaczyli.

FLAIR ŚMIERTELNIE PRZERAŻONY, NORTON PRZESŁUCHIWANY

"Szok kulturowy" zwyczajny w przypadkach, gdy lądujemy w kraju o zupełnie innej kulturze i obyczajach, to w wypadku tej wizyty bardzo małe słowo, to był kompletnie inny świat. Scott Norton wspomina, że ekipa WCW przyleciała pierwszym amerykańskim lotem, który wylądował na lotnisku w stolicy od 10 lat.
Ric Flair wspomina w swojej autobiografii "To Be The Man", że od razu po przylocie na lotnisko w Phenianie wszystkim uczestnikom wyprawy zabrano paszporty. Zaraz potem podzielono wrestlerów na dwuosobowe grupy przydzielając każdej z nich "przewodnika", który był niczym więcej niż agentem tamtejszej służby bezpieczeństwa i miał być obecny przy swoich "podopiecznych" przez cały czas. Tak też było. "Siedzieli z nami nawet w szatni, kiedy omawialiśmy przebieg naszych meczy. W jadalni, gdzie spożywaliśmy posiłki, kamery znajdowały się w każdym kącie i rejestrowały każdy ruch" - opisuje Flair. Powszechna inwigilacja na każdym kroku i wrażenie, że wszyscy cię obserwują, były stałym elementem wyprawy. Najdobitniej przekonał się o tym Norton, który w pewnym momencie postanowił zadzwonić do żony, aby ponarzekać na miejsce, w którym się znalazł. W jednej chwili z niewyjaśnionych przyczyn połączenie zostało przerwane, a wrestler był potem przesłuchiwany przez wojskowych na temat tego, co powiedział.
Pierwszym obowiązkowym punktem dla gości z USA było złożenie hołdu Kim Ir Senowi, twórcy Korei Północnej, który zmarł rok wcześniej, a władzę w kraju objął jego syn Kim Dzong Il. Mimo, że od śmierci "Wielkiego Przywódcy" minął rok, w kraju nadal panowała oficjalna żałoba. W drodze do mauzoleum "kulturalny attache" opiekujący się wycieczką z WCW poinformował wszystkich, że wszelkie formy "molestowania" kobiet z Korei Północnej są zakazane. Jak w swoich wspomnieniach pisze Bischoff, z powagi tych słów zdał sobie sprawę później. W jednej z książek przeczytał bowiem, że Koreańczyków uczy się, że ludzie z kapitalistycznego zachodu to barbarzyńcy.
Ale idźmy dalej - po obowiązkowej wizycie w mauzoleum Kima wrestlerzy zostali zakwaterowani w wykwintnym pięciogwiazdkowym hotelu. "Jedliśmy jak królowie" - wspomina Bischoff przypominając jednocześnie, że było to bardzo dziwne wrażenie - objadać się wykwintnym żarciem wiedząc, że jednocześnie miliony Koreańczyków umierają z głodu.
Teoretycznie nikt nie zakazywał członkom wyprawy wychodzenia z hotelu, ale w praktyce poruszanie się po mieście było bardzo trudne - wszystkie punkty wyprawy były zaplanowane przez władze, a o wynajęciu samochodu albo taksówce w takim kraju jak Korea Północna można zapomnieć. Jako jedyny z grupy wyłamał się Bischoff, który pewnego dnia wstał rano i jakby nigdy nic, wyszedł z hotelu, żeby pobiegać. Półgodzinny jogging wspomina jako jedno z najbardziej interesujących chwil w jego życiu. "Wszyscy Koreańczycy idący do pracy poruszają się po mieście w garniturach, niezależnie od tego, gdzie pracują. Gdy przychodzą do pracy, ubierają swoje robocze ubranie, a po jej zakończeniu z powrotem przebierają się w garnitur" - mówi i wspomina, że w czasie tego spaceru budził ogromne zainteresowanie połączone ze strachem. "Byłem prawdopodobnie pierwszym człowiekiem z Zachodu jakiego widzieli na żywo. Byli przerażeni. Kiedy biegłem ulicami Phenianiu rozstępowali się przede mną jako Morze Czerwone". Po powrocie do hotelu Bischoffa czekała rozmowa ze swoim "attache": nie był agresywny, spokojnym głosem powiedział, że ma nadzieję, iż więcej nie dojdzie do takiego zdarzenia. I rzeczywiście, nikt więcej nie wyściubił nosa poza hotel aż do końca pobytu w Korei Północnej.
Sam Phenian zrobił na uczestnikach wycieczki duże, niekoniecznie pozytywne, wrażenie. "Betonowe miasto" - tak charakteryzuje je Bischoff pisząc, że najbardziej zadziwiły go niesamowicie szerokie ulice. Było to tym dziwniejsze, że w Phenianie nie ma prawie w ogóle samochodów - te zarezerwowane są dla policji i rządowych dygnitarzy, podczas gdy szarzy obywatele poruszają się po mieście pieszo lub rowerami. Gdy Bischoff spytał o to swoich "opiekunów" odpowiedzieli mu, że miasto jest zbudowane tak, aby w każdej chwili na wypadek wojny mogło pełnić funkcję wielkiego lotniska - aby w każdym miejscu w danej chwili mógł tu wylądować śmigłowiec albo wojskowy samolot.
Wrócmy do relacji Rica Flaira z "To Be The Man" - w pewnym momencie, jak pisze, jego "opiekun" zainteresował się zegarkiem Nature Boya i spytał go, ile kosztuje. Gdy Flair odpowiedział, opiekun mocno się zdziwił. "Czy ktokolwiek może mieć tyle pieniędzy? To więcej niż jestem w stanie zarobić przez pięć lat" - powiedział. A zapytany przez Flaira o miesięczne pobory, odpowiedział, że w przeliczaniu na amerykańską walutę zarabia ok. 7 dolarów miesięcznie. "Gdybym o tym wiedział, nie zabrałbym ze sobą tego zegarka" - pisze Flair.
Oprócz niego, jedną z głównych "gwiazd" wyjazdu do Korei Północnej był Muhammad Ali, już wtedy ciężko chory na Parkinsona, w związku z czym ciężko było go zrozumieć, gdy mówił. Flair wspomina jednak historię z jednego ze spotkań z północnokoreańskimi dygnitarzami. Jak pisze w swojej książce, wykładali oni zgromadzonym Amerykanom wyższość moralną Korei, mówili m.in., że gdyby doszło do wojny, mogliby łatwo pokonać USA i Japonię. "W pewnym momencie Ali wstał i powiedział krótko "Nic dziwnego, że nienawidzimy tych skurwysynów". Wszyscy spojrzeli na te słowa po sobie, a Norton wspomina, że najbardziej przerażony był Flair. "Włosy stanęły mi dęba i wyszeptałem do Alego "Cholera, nawet nie zaczynaj" - pisze Ric.

"TO BYŁO PIĘKNE, ALE TAKŻE PRZERAŻAJĄCE"

W takich mocno surrealistycznych warunkach doszło do rozpoczęcia Festiwalu. Odbywał się on na gigantycznym stadionie May Day, mogącym według oficjalnych danych pomieścić do 150 tysięcy widzów. Różne źródła podają sprzeczne informacje na temat frekwencji - sami wrestlerzy i organizatorzy wyprawy podają, że w ciągu dwóch dni na stadionie ich popisy oglądało 380 tys. osób. Bardziej prawdopodobna i najczęściej cytowaną wersją jest jednak ta, że pierwszego wieczora na May Day było 150 tys. widzów, drugiego zaś 190 tys., co pozostaje do dzisiaj rekordem frekwencji nie tylko na gali wrestlingu, ale też na jakiejkolwiek sportowej imprezie w historii.
Skąd ta 40-tysięczna różnica? Najprawdopodobniej wynika to z przyczyn czysto propagandowych - widzowie zgromadzili się na stadionie na wyraźnie wezwanie władz, nikt z obecnych nie mógł odmówić obecności. 150 tys. widzów było liczbą robiącą ogromne wrażenie, jednak jest możliwe, że po pierwszym dniu koreańskie władze dowiedziały się, że nie wystarczy to do pobicia światowego rekordu frekwencji i postanowiły "zaprosić" na stadion jeszcze więcej ludzi. To jeden z kanonów komunistycznej propagandy: w oficjalnej nomenklaturze wszystko musi być największe i najwspanialsze.
Wszyscy uczestnicy wyprawy do Korei podkreślają, że widowisko zostało przeprowadzone z ogromnym rozmachem. Przed rozpoczęciem części wrestlingowej odbył się niesamowity show z udziałem tysięcy ubranych w tradycyjne stroje tancerzy i tancerek, którzy w jednym momencie wykonywali niesamowicie skomplikowaną choreografię. W tym samym czasie setki tysięcy widzów na trybunach podnosiły w górę różnokolorowe kartony, tworząc niesamowite, pełne kolorów mozaiki i obrazy. "To było piękne, ale jednocześnie nieco przerażające" - pisze Flair podkreślając, że pierwsze kilka sektorów było okupowane przez ubranych w mundury wojskowych. "Widzowie wiwatowali w tych momentach, w których powinni. Miało się prawie przeczucie, że ktoś kazał im przyjść na ten stadion, że nie zrobili tego z własnej woli" - pisze Flair, a Bischoff podkreśla, że na zaplanowanie szczegółów dwudniowej uroczystości i treningi uczestników koreańskie władze poświęciły prawie rok.



Pamiątkowe znaczki z Antonio Inokim i Rikidozanem wydane przez północnokreańską pocztę

Z dwóch dni zapaśniczych zmagań WCW wyciągnęło najlepsze walki i po zmontowaniu przedstawiło w formie PPV, które federacja nazwała "Kollision in Korea". Co warto podkreślić, gala została wyemitowana w TV dopiero 5 sierpnia 1996 roku, a więc prawie półtora roku po tym, kiedy się odbyła.

Poniżej przedstawiam pełną kartę gali:

"Wild Pegasus" Chris Benoit vs 2 Cold Scorpio
Yuji Nagata vs Tokimitsu Ishizawa
Masa Chono i Hiro Saito vs El Samurai i Tadao Yasuda
Bull Nakano i Akira Hokuto vs Manami Toyota i Mariko Yoshida
Shinya Hashimoto vs Scott Norton (walka o IWGP Heavyweight Title)
Road Warrior Hawk vs Tadao Yasuda
Steiner Brothers vs Hiroshi Hase i Kensuke Sasaki
Antonio Inoki vs Ric Flair
Zdaniem komentatorów sama gala wypadła średnio. Spośród szeregu walk wyróżniły się tylko pierwszy pojedynek Benoit vs Scorpio, walka Steiner Brothers oraz main event. Wbrew oczekiwaniom WCW gala okazała się też finansową klapą - PPV osiągnęło zawstydzająco niski buyrate na poziomie 0.15 (dla porównania, odbywające się kilka tygodni później Road Wild osiągnęło wynik 0.62, a "pamiętne" Bash at the Beach z lipca 1996 0.71).
Wyników walk nie zdradzam, ponieważ jeśli jesteście chętni, możecie spokojnie obejrzeć sobie tą galę na YouTube.

Link do filmu

Powyżej link do pierwszej części. Kolejne znajdują się w linkach po prawej stronie. Mnie osobiście najbardziej zaciekawiły w samej gali przebitki na publiczność i rzeczywiście piękne układy choreograficzne.

NATURE BOY: KIM IR SEN ZAWSZE BĘDZIE Z NAMI

Trudno orzec, czy wyjazd do Korei Północnej okazał się sukcesem. Na pewno jednak pojawienie się amerykańskich zapaśników było wydarzeniem, którym żył cały kraj. Każdy krok wrestlerów i towarzyszących im osób był opisywany i relacjonowany przez miejscowe media. A czemu o tym piszę? Oddajmy głos Nature Boyowi: "Przed opuszczeniem Korei Północnej, nasi opiekunowie poprosili mnie, abym wygłosił krótką mowę na lotnisku. Podali nawet listę tematów, które powinienem w niej zawrzeć - że Korea Północna jest rajem dla ludu pracującego i że Ameryka jest beznadziejna. Spojrzałem na Bischoffa i powiedziałem mu, że nie mogę tego powiedzieć. Ostatnią rzeczą, jakiej chciałem było to, aby amerykańska prasa cytowała słowa, których nie powiedziałem. Postanowiłem więc ograniczyć się do ogólnego komentarza i podziękowałem wszystkim za ich gościnność". Brzmi niewinnie, prawda? A oto jak zacytowała Flaira oficjalna północnokoreańska agencja prasowa: "Zanim opuszczę ten piękny i pokojowo nastawiony kraj, chciałbym oddać hołd wielkiemu przywódcy, panu Kim Ir Senowi, który poświęcił swoje życie dla szczęścia i bogactwa mieszkańców Korei, a także dla połączenia obu narodów w jedno. Jego Ekscelencja, Kim Ir Sen, będzie zawsze z nami" - cytuje depesze Flair dodając, że kiedy tylko ich samolot wylądował w Japonii, upadł na pas startowy i zaczął całować ziemię.

Tak skończyła się pierwsza i ostatnia jak dotąd eskapada amerykańskiego wrestlingu w samo serce komunizmu. Warto w tym momencie podkreślić, że najwięcej na samej gali zyskała NJPW, która później jeszcze kilkakrotnie organizowała w Korei Północnej swoje gale.

dodane przez Mariusz Piotrowski (SPoP) w dniu: 03-07-2009 14:58:40

Udostępnij

Komentarze (7)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Bardzo dobry tekst ;)

Zwłaszcza temat jest dla mnie bardzo atrakcyjny, chociaż pewnie za chwilę znajdzie się rzesza malkontentów narzekających. W każdym razie ciekawym pomysłem byłoby stworzenie takiej gali w Pyongyang, ciekawym ale niestety nierealnym. Prawda odnośnie Korei nazywanej często największym izolatorem świata jest z jednej strony smutna, z drugiej strony fascynująca. Dlaczego fascynująca? chociażby dlatego, że nie ma takiego drugiego państwa, ktore jest tak dobrze zorganizowane ( moje osobiste zdanie ) większość powie inwigilowanego, no cóż to już kwestia gustu. Dlaczego nie ma szans na galę tam? po pierwsze dlatego, że znany jest stosunek władz Korei do USA ( nie dziwię się ) i do Japonii ( tu tym bardziej ). Bo jak można chociażby akceptować kraj ( mówie o Japonii ), który przez lata, bo i wieki chciał podbić Koree a kobiety zamieszkujące koreańskie ziemie były notorycznie gwałcone. To jedna strona medalu, i mała notka informacyjna, duża rzesza ludzi zachwyca się urodą Japonek bądź Koreanek ( w tym ja ) a fakty są takie, że przez wieki geny się wymieszały, przez co z rasy naturalnie średniej ( Japonki gdy są młode są brzydkie - krzywe zęby, nogi, nosy kończąć na małym biuście i drobniejszych wadach ) i rasy w miarę ładnej powstal twór ostateczny. To taki lekko off-top bo chyba już nigdy nie będę miał okazji napisać czegoś tutaj odnośnie tegoż fascynującego kraju. Oprócz zabierania paszportów i ciągłej kontroli doszlo kilka dodatkowych sankcji w Korei. Chociażby obozy koncentracyjne, głównie polityczne, szczelnie zamknięte, zachód nic nie widzi, kolejny argument na nie jeśli chodzi o ogranizację gali. Tutaj zaczyna się smutna prawda, smutna ale nie tragiczna, bo nie mamy w Korei III Rzeszy i to nie jest kraj gdzie każde miejsce jest jak Birkenau, kraj jest odizolowany, zaślepiony, calkowicie podporządkowany władzy i co ważne chyba nigdy jeszcze propaganda nie miała takiej mocy jak ma w Korei północnej. Cudem byłby fakt powstania takiej gali, ów reprezentant jakby nie patrzeć wrogiej nacji musiałby być chociaż lekko szanowanym przez władze, choć sądzę, że tym razem kontrola wrestlerów i wszystkich współpracowników amerykańskich bądź japońskich byłaby znacznie dokładniejsza. ( ze względu własnie na obozy i broń masowego rażenia ) Co do kwestii choreografii, to zawsze ona mnie fascynowala, każdy pokaz jest przygotowany z chirurgiczną precyjzją, każdy ruch doskonały, co daje nam wizualnie piękny efekt. Podobnie jest w Chinach, chociażby patrząc na przygotowanie młodych sportowców do IO, kilka materiałów odnośnie Bejing 2008 chociażby. Wracając do Korei na koniec, mimo, że kraj jest tak mocno odizolowany i dla zachodnich nacji wręcz ograniczony to jest on ciekawym miejscem. Kwestia traktowania wrestlerów ukazała jak to wyglądało kiedyś, teraz szanse na wpuszczenie kogokolwiek jest trudne, a graniczy wręcz z cudem. Opisać to można slowami ciężko wjechać, nie można wyjechać. Bo Korea w pewnym stopniu jest jak narkotyk, jak heroina, nie jest dla każdego, nie każdemu odpowiada a sieje spustoszenie, a to co nieznane, zakazane jest zawsze bardziej intrygujące.

napisane przez Ja Myung Agissi w dniu : 03-07-2009

King, dziękuję za komentarz, który nie dość, że jest kompletnym off-topem to jeszcze zupełnie się z nim nie zgadzam ;)
Zacznijmy od początku. Piszesz, że Korea to kraj świetnie zarządzany. A ja mówię: gówno prawda. Korea Północna jest zarządzana tak jak początkujący gracz zarządza swoim światem w ”Cywilizacji” Sida Meiera. Cały wysiłek skierowany na stronę militarną i wojsko...i w sumie nie wiadomo po co, bo choć od ponad 50 lat Korea Płn jest w stanie wojny zarówno z Japonią i Koreą Płd. to nigdy nikogo nie zaatakowała. Tylko w ”Cywilizacji” można zarządzać światem w ten sposób, że kierując się globalną polityką pozostawia się setki tysięcy, miliony ludzi na pastwę głodu... I to jest niezaprzeczalny fakt: całe wioski zdychają w Korei Płn. z głodu, ale zdychają z poczuciem, że to wszystko wina okropnych imperialistów, którzy piętrzą trudności przed ”Wielkim Przywódcą”. Tymczasem prawda jest taka, że gdyby nie wredni imperialiści Korei Płn. już dawno by nie było.
Kierowane zgubną ideą humanitaryzmu i pomocy biednym oraz potrzebującym kraje takie jak USA, Korea Płd. i inne pompują każdego roku do Korei Płn. miliardy dolarów w formie pożywienia i innych rzeczy pierwszej potrzeby. Robią to, choć wiedzą, że cała pomoc trafia do władz, która w lwiej części zachowuje ją dla siebie. Robią to, bo mają nadzieję, że choć część tej pomocy trafi do biednych i potrzebujących. Inaczej Korea Płn. byłaby obecnie na granicy wyludnienia...
Piszesz, że Koreańczycy nigdy nie zapomną Japończykom tego, że byli przez lata gwałceni i podbijani przez nich (skrót myślowy). Gówno prawda - Korea Płd. której mieszkańcy byli przecież podbijani przez Japońców w równym stopniu jakoś nie ma problemu z zaszłościami i spokojnie współżyje z Krainą Kwitnącej Wiśni. Najlepszy dowód - wspólnie zorganizowane finały MŚ 2002. Tymczasem w Korei Płn wieloletnie agresywne poczynania Japończyków względem Półwyspu Koreańskiego są traktowane jako chwyt retoryczny, propagandowy...ludziom wmawia się, że jeśli rząd nie będzie trzymał wszystkich krótko, za tydzień wpadną Japończycy i powyżynają wszystkich...To nie jest genialne zarządzanie, to przerażająca i odrażająca perspektywa....

Masz prawo być zaciekawiony Koreą Płn. King i nawet nieco zafascynowany, ale Twój post to post człowieka, który siedzi sobie wygodnie na fotelu przed kompem i nie ma zielonego pojęcia, co tam się dzieje naprawdę, nigdy nie doświadczył tego, czego codziennie doświadczają miliony Koreańczyków...
Prawda jest taka, że to obrzydliwy reżim, który, to prawda, nie jest III Rzeszą, ale tylko dlatego, że jest znacznie gorszy od III Rzeszy - hitlerowskie Niemcy mimo wszystko dbały o swoich obywateli i nigdy nie musieli oni głodować, a jak jest w Korei - pewnie wiesz, a jak nie wiesz, to przeczytaj jeszcze raz mój post od początku...
To jedna z dwóch różnic - drugą jest to, że Koreańczycy nigdy nie prowadzili masowego mordu tak jak hitlerowcy na Żydach. To prawda, ale jest tak dlatego, że to kraj wyizolowany i jednolity etnicznie, więc za bardzo nie ma kogo wyżynać... Wyżyna się więc tych, którzy postępują wbrew panującej ideologii, którzy ośmielają się mieć inne zdanie, którzy występują z szarej ludzkiej masy....

Żeby jednak nie było - nie jestem za demokratyzacją Korei Płn i uważam, że jest to niemożliwe. Ci ludzie są zbyt mocno zakorzenieni w izolacji, ich mózgi są już wyprane i zaprogramowane na jeden system, który nie przyjmie zmian, a już na pewno tak rewolucyjnych jak zmiana ustroju....

Mam swój prywatny pogląd, co należałoby zrobić z Koreą Płn. - atakować jej nie można, bo jej mieszkańcy prędzej zginą jeden po drugim niż dadzą się podbić. Zamiast tego proponuję więc, żeby wstrzymać wielkie dostawy żywności i wszelką pomoc humanitarną, no...potrzymać ich trochę głodem. Ciekawe, jak wtedy będzie wyglądało to Twoim zdaniem świetne zarządzanie King.

Post chaotyczny, ale pisany w pośpiechu ;)

napisane przez SPoP w dniu : 03-07-2009

Ja się tam na Korei nie znam, więc nie dołączę do dyskusji.

Ciekawy artykuł opisujący kulturę zupełnie nieznanego mi kraju, pomieszaną z przemyśleniami pracowników WCW. Sama gala to faktycznie nic niezwykłego, ale liczba zgromadzonych osób (nawet pod naciskiem) robi niesamowite wrażenie. Ogólnie czytało się bardzo przyjemnie, oby tak dalej redaktorze.

PS. sorry SPoP, że się tak rozpisałem, ale samo "ssij", które polecałeś wyglądałoby trochę dziwnie. :P

napisane przez nasjazz w dniu : 03-07-2009

Świetny tekst, Mariuszu... Pozwolę sobie jedynie na małe sprostowanie:


Cytat:

Bardziej prawdopodobna i najczęściej cytowaną wersją jest jednak ta, że pierwszego wieczora na May Day było 150 tys. widzów, drugiego zaś 190 tys., co pozostaje do dzisiaj rekordem frekwencji nie tylko na gali wrestlingu, ale też na jakiejkolwiek sportowej imprezie w historii.
Skąd ta 40-tysięczna różnica? Najprawdopodobniej wynika to z przyczyn czysto propagandowych - widzowie zgromadzili się na stadionie na wyraźnie wezwanie władz, nikt z obecnych nie mógł odmówić obecności. 150 tys. widzów było liczbą robiącą ogromne wrażenie, jednak jest możliwe, że po pierwszym dniu koreańskie władze dowiedziały się, że nie wystarczy to do pobicia światowego rekordu frekwencji i postanowiły "zaprosić" na stadion jeszcze więcej ludzi. To jeden z kanonów komunistycznej propagandy: w oficjalnej nomenklaturze wszystko musi być największe i najwspanialsze.


Lipiec 1950 r.
Brazylia
Rio de Janeiro
Estadio Maracana
204 tys osób na finale MŚ Brazylia - Urugwaj

Dziękuję i pozdrawiam ;)

napisane przez theGrimRipper w dniu : 04-07-2009

Grim, dzięki za komentarz. Jasne, pisząc te słowa miałem w pamięci finał MŚ w 1950 roku na Maracanie. Problem jednak w tym, że według mojej wiedzy rekord frekwencji z Rio nie jest oficjalnie uznany, a ze względu na wiadome fakty (wchodzenie na krzywy ryj, przerwane bramki, niesamowity ścisk) i naprawdę bardzo różne wersje dotyczące frekwencji (ja się spotkałem z rozbieżnościami rzędu 185-220 tys., ale są też fantaści twierdzący, że na trybunach było 250 K) chyba nie został też uznany przez te wszystkie Guinnesy i inne oficjalne urzedy ewidencjonujące. To tyle ode mnie tytułem wyjaśnienia. Jeśli oczywiście przedstawisz jakieś oryginalne źródło, pochylę głowę i oddam szacunek ;)

napisane przez SPoP w dniu : 06-07-2009

Wiesz, jest dokładnie tak jak mówisz... Teoretycznie jedyne wiarygodne źródło, czyli licznik sprzedanych biletów mówi jasno - 172200 widzów. Jednak spotkałem się kiedyś z książką (może raczej broszurką) panów Stańskiego i Gowarzewskiego (o ile mnie pamięć nie myli), wydaną dłuuugo przed wszystkimi encyklopediami FUJI (wystarczy dodać, że historia MŚ kończyła się tam na 1978 roku), gdzie liczbę widzów tego meczu określono właśnie jako 204 tysiące, powołując się na relacje naocznych świadków tudzież brazylijską prasę sportową.

napisane przez theGrimRipper w dniu : 07-07-2009

Dopiero udało mi się przeczytać i stwierdzam że to najlepsza Kolumna jaka powstała. O wiele przyjemniej czyta się teksty które cos odkrywają przede mną niż n-te dewagacje kto powinien byc mistrzem, bo Orton się nudzi. Oby więcej takich tekstów.

napisane przez luki w dniu : 23-07-2009

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy