Zmarnowany charakter?

Tym razem historia nie będzie dotyczyć konkretnej osoby, tylko samej postaci. Gimmick o którym mowa był odgrywany przez kilku wrestlerów, jednak największą popularność zyskał, kiedy tworzył go Matt Osborne.

W 1992 roku, kiedy kończył swoją karierę w WCW, można powiedzieć, że Matt był już ringowym weteranem. Miał wówczas 35 lat i bagaż doświadczeń, ale jego forma była na tyle dobra, że WWE podpisała z nim kontrakt.

I co ciekawe, nie pierwszy raz. Wrestler drugiego pokolenia był bowiem aktywnym uczestnikiem historycznej pierwszej WrestleManii, na której zmierzył się z Ricky'm Steamboatem. Wracając jednak do 1992 roku...


Po przyjściu do federacji Vince'a McMahona, Matt występował w Dark Matchach pod swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Robił to,o co go poproszono. Ot, życie przeciętnego wrestlera. Jednak po trzecim występie, McMahon wezwał Matta do swego biura. Tam poprosił go, by ten opowiedział o swoim dorobku, doświadczeniach w biznesie. I wtedy, po tej rozmowie, w głowie szefa zrodziła się pewna idea. Idea stworzenia nowej postaci.


- To był pomysł Vince'a - potwierdza Matt. Tak naprawdę nie wiedziałem co odpowiedzieć. McMahon chyba odgadł mowę mojego ciała, bo po chwili odrzekł: "Jeśli nie chcesz, nie musisz tego robić. Jeśli masz jakiś inny pomysł, wal śmiało, jesteśmy otwarci na inne propozycje." Vince ciągnął jednak dalej: "Wróć do domu i przemyśl to".

- Nie wiedziałem czego się mogę spodziewać. Może byłbym pozbawiony możliwości mówienia lub czegoś w podobnym stylu? Nigdy nie pomyślałbym, że kiedykolwiek mógłbym odgrywać rolę... wrogiego klauna.

- Mieszkałem wtedy w Atlancie - kontynuuje Osborne. - Wróciłem do domu. Przez następne kilka dni spałem, jadłem, piłem, wszystko, żeby podjąć jak najlepszą decyzję. W końcu, po 4-5 dniach zadzwoniłem do Vince'a i powiedziałem: "Ok, zrobię to".

McMahon przyznał się, iż sądził, że jego podopieczny zrezygnuje z roli przypisanej do niego, ale absolutnie nie miałby nic przeciwko. Powiedział też inne, stonowane, lecz również motywujące słowa. Vince wyznał, że jeśli Matt wierzył, że odnajdzie się w nowej roli, to Vince tym bardziej w to wierzył.

- Stawiliśmy czoła temu wyzwaniu. Odrobiłem pracę domową oglądając Batmana walczącego z Jokerem, granego przez Jacka Nicholsona.

Duży wpływ na ukształtowanie postaci wrogiego klauna miała również książka Stephena Kinga pt."To", a zwłaszcza czarny charakter występujący w tym horrorze. Ale to nie było wszystko, co zrobił Matt, by jak najbardziej uwiarygodnić swoją postać.

- Godziny stania przed lustrem, robienie głupich min, nagła zmiana mimiki twarzy pokazującej na różne skrajne emocje. Myślę, że to właśnie używanie mimiki twarzy, nagłe jej zmiany, nagłe zmiany w pokazywaniu emocji pozwoliły mi stać się over z fanami. Tak naprawdę robiłem to co wcześniej, z tym wyjątkiem, że część twarzy miałem pomalowaną jak świrnięty klaun. To pozwoliło mi wspiąć się na wyższy poziom, wykorzystać ten charakter jeszcze bardziej. Cieszyło mnie to, był to prawdopodobnie najlepszy okres w mojej karierze i naprawdę miałem wiele zabawy, kiedy odgrywałem tę postać. Czasem jednak, gdy przekroczy się pewną granicę, wielu innych ludzi staje się zazdrosnych o Twój sukces. Wielu czeka na twój upadek..."

Doink the Clown zaczął pojawiać się na galach telewizyjnych pod koniec 1992 roku. Na początku stroił sobie niewielkie żarty z fanów, a z czasem zaczął robić psikusy wrestlerom. Do ofiar jego, jeszcze niewinnych żartów można zaliczyć Big Bossmana i Marty'ego Jannetty. Najbardziej ucierpiał jednak niczego nie spodziewający się Crush, który został pobity przez Doinka protezą ręki. Ten incydent doprowadził do walki tych dwóch zawodników na WrestleManii IX.

Heelowy Doink zyskał mocną pozycję w WWE, nie zdobył jednak nigdy żadnego pasa. Walczył jednak z zawodnikami o najwyższej pozycji (Bret Hart, Macho Man), a booking, sprawiał, że klaun często dominował w walce z nimi. Co ciekawe, największy feud w karierze Doinka miał zakończyć się również prawdopodobnie jego największą walką na wspomnianej WrestleManii dziewiątej. Przeciwnikiem, którego oryginalnie wytypowano do zmierzenia się z Osbornem był bowiem podobno sam... Hulk Hogan. Tak przynajmniej twierdzi wrestler:

- Miałem walczyć z Hoganem, ale ten odmówił. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że może mieć to związek z nienajlepszymi relacjami między Hoganem a Buzzem Sawyerem, moim dawnym partnerem (w federacji WCCW przyp. red.). Buzz i ja byliśmy jak bracia, ludzie myśleli, że faktycznie nimi jesteśmy, gdyż wyglądaliśmy bardzo podobnie.
Nie wiem czy Hogan bał się pracować ze mną, więc drugim wyborem na mojego przeciwnika był British Bulldog. On jednak również odmówił walki z klaunem.

- Nie wiem dlaczego to zrobił, gdyż miałem z nim naprawdę dobre relacje (Osborne nie lubił Hogana przyp. red.), ale niestety wielu ludzi negatywnie spoglądało na postać klauna.

Potwierdził to w swojej książce Bret Hart, który przyznał, że jego siostra i żona Daveboya Smitha zarazem, odradziła swojemu mężowi feud z klaunem, który miał się rozpocząć po stracie pasa IC przez Bulldoga. Kilkanaście dni później Smith został zwolniony z federacji za stosowanie hormonu wzrostu. Z tego samego powodu w tym samym czasie zwolniony został Ultimate Warrior.

Ostatecznie Doink zmierzył się z Crushem na największej gali roku.

Później próbowano przeforsować booking walk tag teamowych, gdzie w jednej drużynie występowało dwóch klaunów, a największym poplecznikiem tego pomysłu był Steve Keirn (pojawiający się pod postacią drugiego klauna, znany też z gimmicku Skinnera przyp. red.). Ten pomysł nie przypadł jednak do gustu Mattowi.

- Walczyliśmy kilka razy w tag teamie na houseshows. Steve Keirn walczył o stworzenie na dobre tag teamu Doinków, ale jeśli chodzi o mnie, to nigdy ten pomysł nie przypadł mi do gustu. Raz, że to ja stworzyłem ten charakter, a dwa, charakter był zintegrowany z moją osobowością.


Można powiedzieć, że postać Doinka the Clowna straciła na "wartości" wraz z odejściem z federacji Matta Osbourne'a. Prawda była smutna. Zawodnik został wyrzucony po tym, jak okazało się, że jest uzależniony od narkotyków.

- Miałem poważny problem, byłem uzależniony od kokainy. Vince "wylał" mnie pod koniec 1993 roku. Sięgnąłem dna na jakieś półtora roku. Wtedy próbowałem wyjść z tego. Ale nałóg wciąż powracał.


Doink przeszedł face-turn we wrześniu 1993 roku. Chwilę później miejsce wyrzuconego Matta zajął Ray Apollo. Dostał on karłowatego partnera, Dinka i od tego czasu zaczęli tworzyć nierozłączny duet. Jedak face'owy klaun zbliżył się bardziej do postaci z komiksu i w niczym nie przypominał genialnego psychopatycznego charakteru. Był to też początek powolnego końca tej postaci. Po feudach z Jerry'm Lawlerem i "Bam Bam" Bigleowem Doink stał się zwykłym jobberem. Podkładany był zawodnikom z mid czy nawet lower cardu w tamtym czasie, jak Wylonowi Mercy, Markowi Mero czy Hunterowi Hearst Helmsley'owi.
Ostatni raz charakter klauna (nie mówiąc o późniejszych okazjonalnych powrotach) mogliśmy oglądać w 1996 roku, kiedy został zaatakowany przez Steve'a Austina. Wśród publiczności można było usłyszeć chanty "kill the clown".

Nie ulega wątpliwości, że to Matt Osobrne ukształtował gimmick klauna i nadał mu unikalny heelowy charakter. Niestety późniejsza decyzja o turnie zawodnika sprawiła, ze szybko stracił na popularności i nigdy już nie zaświecił swoim "wrogim" blaskiem.

Po zwolnieniu, Matt znalazł nowego pracodawcę, federację ECW. Z początku występował tam również jako klaun z komiksu, jednak fani znienawidzili ten gimmick. Postrzegali bowiem ECW, jako alternatye dla wiodących wówczas prym WWE i WCW. Shane Douglas skrytykował wówczas Vince'a McMahona, za zrobienie z Doinka face'a, a następstwem jego słów był ponowny turn klauna, z tym, że już w ECW. Matt zaczął występować pod pseudonimem ringowym Borne Again, zakładał w dalszym ciągu strój klauna, ale jego twarz była tylko delikatnie i miejscami pomalowana. Zapuścił brodę i włosy. PO pokonaniu swoich przeciwników wkładał na nich ubiór klauna. Wszystko wydawało się iść z dobrym kierunku, jednak problemy z nałogiem były tak duże, iż wrestler odszedł też z ECW. Odrodzona postać umarła, tym razem z powodu własnych słabości.

Doink the Clown powraca okazjonalnie na gale WWE, jednak te występy nie mają juz nic wspólnego z pierwotnym charakterem tej postaci.

dodane przez AX w dniu: 07-04-2013 16:52:38

Udostępnij

Komentarze (6)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Świetny artykuł AX! Matt Osborne akurat brylował w czasach, gdy zacząłem oglądać wrestling i w czasach, które generalnie uważam za najlepsze jeżeli chodzi o ten "sport". Doink był wtedy rzeczywiście pushowany i stanowił równorzędnych rywali dla czołowych face'ów WWE. W każdym razie jak Bret Hart walczył z Doinkiem na SummerSlam w 1993 (w zastępstwie za symulującego kontuzję Kinga), to raczej nie było to odbierane jako jakaś straszna potwarz dla Hitmana.

Rzeczywiście Doink na maksa przypominał mi postać z "It" i zawsze zastanawiałem się, czy nie była to swojego rodzaju inspiracja dla Osborne'a. Teraz już wiem, że tak. Co do Hogana, to wydaje mi się, że chodziło nie tylko o niechęć do kumpla wroga, ale i właśnie o sam gimmcik. Postać Doinka to w końcu wrestlecrap. Z drugiej strony gimmick w latach 90 chwycił. No i oczywiście racja, że faceturn okazał się zabójstwem dla Doinka. Wiadomo, że tylko złe klauny są ciekawe. ;)

Natomiast na zadane w tytule pytanie odpowiedziałbym następująco: zadziwiające, że Osborne i tak tyle wycisnął z tego gimmicku.

Czy mógłbyś zdradzić AX z jakich źródeł korzystałeś?

napisane przez Ghostwriter w dniu : 07-04-2013

AX postawił pytanie, to teraz powinien na nie odpowiedzieć, żeby dać nam jakiś punkt odniesienia :) Bo moim zdaniem postać złowrogiego klauna miałaby szansę powodzenia, ale niekoniecznie w czasach Doinka. To pierwsza rzecz. A druga, musiałaby to być postać tajemnicza jak crow Sting i szalona jak wczesny Mankind. Ubrana nie w elegancki, kolorowy strój, ale strój przybrudzony, podarty itd. Wiadomo, że takie coś nie miałoby prawa bytu na początku lat 90., ale później? Przy warunkach, o których wspomniałem, podpartych sprytem i jakąś siłą, tak - można by zbudować błyskotliwego heelowego potwora, który z pewnością sięgnąłby po jakieś laury.

napisane przez SixKiller w dniu : 07-04-2013

Masz rację, Six, nie skomentowałem tego, a tytuł to sugeruje. Właściwie, to złe dobrałem tytuł, bo to nie miał być felieton czy esej, ale to już sprawa mniejszej wagi. Jak dla mnie Doink jako heel mógłby się sprawdzić w każdej epoce,a co za tym idzie, uważam tak, jak pewien z Internautów, który napisał, że Doink heel był jednym z najgenialniejszych gimmickow w historii wrestlingu (bo stwarzał naprawdę wiele ciekawych pomysłów na booking takiej postaci), natomiast jako face, jednym z najgorszych.

W WWE złą decyzję podjął McMahon, w ECW szansę zmarnował sobie sam Matt.

napisane przez AX w dniu : 07-04-2013

W dzisiejszych czasach, taka postać mogłaby odnieść sukces, ale musiałaby spełnić warunki przedstawione przez Sixa. Głównie za sprawą świetnej roli Ledgera w "Mrocznym Rycerzu" - porownania bylyby nieuniknione.
Jeśli chodzi o Doinka, to miło wspominam heelową odmiane, która ringowo była solidna, a i o proma nie trzeba było się martwić. Najbardziej podoba mi się część, o trenowaniu przed lustrem mimiki twarzy. O poświęceniu się swojej roli, niczym Oscarowy aktor. Obawiam się, że dziś tego nie ma. Obawiam się, że "świeżak", pojawiający się w WWE, liczy na swoją naturalną charyzmę, którą tak naprawdę ma niewielu. Ciekawi mnie, czemu tak podchodzą do sprawy. Rozumiem, że może nie masz jakiegoś mocno nakreślonego gimmicku - jak chociażby klaun - i występujesz jako zwykły koleś w gaciach, ale ten koleś też ma coś sobą reprezentować. To cos trzeba pokazać, jeśli się liczy na szanse od oficjeli. Nie ma co się dziwić, że na szczycie WrestleManii, mamy powracające legendy.

Żeby docenic jego wkład pracy, wystarczy zobaczyć titantron heelowego Doinka
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=IhRnWMBcNQQ[/youtube]

napisane przez N!KO w dniu : 07-04-2013

Dobry tekst na temat Doinka, AX. Przyznam jednak szczerze, że ten gimmick jakoś nigdy dupy mi nie urywał, a oglądałem go jeszcze w czasach, kiedy się „rodził”. Jako Zły Klaun było jeszcze ok (choć nawet w cartoonowych latach 90, był to zbyt mało poważny charakter postaci, by Osborne w nim coś więcej osiągnął, nie wspominając już o jakichś ważniejszych pasach), podobały mi się zwłaszcza te jego motywy, kiedy wychodził do ringu z 2 wiadrami, chlustał w publikę z pierwszego i… sypało się na nich confetti. Następnie chlustał z drugiego wiadra i trafiał delikwenta strugą wody :D Ale jako Dobry Klaun (face) – ssał pałę po całości, choć pewnie dzieciaki go lubiły.
To co pamiętam odnośnie Doinka, to to, że jako heel miał fajną muzę na wejściu (w przeciwieństwie do tej „cyrkowej”, kiedy był face’em) i że ringowo jakoś nie porywał. Ogólnie z takim gimmickiem Osborne był skazany na max midcard i nawet kiedy w zastępstwie Lawlera dostał walkę z Hitmanem, to jako mark myślałem sobie wtedy (a więc chłopina pozycji nie miał zbyt mocnej), że chyba kogoś pogięło, bo Hart to nie jego liga :wink:
Odnośnie zmarnowanego potencjału Doinka, to ja jakoś nigdy go w nim nie dostrzegałem. Ot, jeden z wielu cartoonowych gimmicków, w jakie obfitowały lata 90, a sam zawodnik nie potrafił mnie jakoś do siebie przekonać w ringu (to zawsze był u mnie priorytet). Nie wiem, czy nawet gdyby zaostrzono mu gimmick, to Osborne by coś więcej na nim ugrał. Nie porównywał bym go do Stinga, bo tamten gimmick był bardziej 4-real, choć wywodził się z filmu o fantastycznym zabarwieniu. „Klaun” w rzeczywistości (real) nigdy nie jest traktowany zbyt poważnie (taka już infantylna uroda jego „fuchy”) i myślę, że jako wrestlingowy gimmick – jakkolwiek podrasowany – byłoby podobnie. Większych laurów bym mu nie wróżył. Co innego, gdyby odeszli od postaci stricte „klauna”, zostawili faceta z pomalowaną twarzą i w dziwnych ciuchach, kazaliby mu zachowywać się psychopatycznie i dorobili do gimmicku historię a’la Mankind, czyli kolesia, któremu odjebało poprzez jakieś wydarzenia z przeszłości (dobrze by było tutaj wymyśleć coś intrygującego, co dosadnie argumentowałoby „śrubę” we łbie tej postaci).

napisane przez -Raven- w dniu : 10-04-2013

Świetny tekst, ale naszła mnie refleksja: jak to się stało, że od realistycznego wrestlingu w latach '80, gdzie większość fanów brała wszystko na serio, w latach '90 bardzo nagle nastąpiło przejście do klimatów komiksowych gdzie gimmick był ważniejszy niż wrestler (vide różne osoby grających jedną postać)? Opisanie tych zmian - podanie od czego/kogo się to mogło zacząć i próba analizy jakie mogły być przyczyny to byłoby ciekawe wyzwanie dla felietonistów Atti ;)

napisane przez Hrabia Zuo w dniu : 27-04-2013

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy