Flair: żałuję, że pomogłem Bischoffowi

Wdzięczność nie jest mocną stroną Erica Bischoffa. Najboleśniej przekonał się o tym Ric Flair. Konflikt obu czołowych postaci WCW nie należy do najbardziej znanych, ale miał duży wpływ na funkcjonowanie federacji z Atlanty w latach 90.

Połowa czerwca 1991 roku, jeden z hoteli w Atlancie. - Masz wywierać presję na Jima Rossa i Tony'ego Schiavone. Muszą wiedzieć, że jest ktoś, kto może ich zastąpić, jeśli złamią zasady - powiedział Jim Herd, wiceprezes WCW, do Erica Bischoffa.

Bischoff właśnie dostał pracę jako announcer. Będzie m.in. przeprowadzał wywiady i prowadził telewizyjny magazyn. Wcześniej pełnił podobną funkcję w AWA, legendarnej przed laty federacji, która niedawno upadła.

Nazwisko Bischoffa jeszcze niewiele znaczy w środowisku wrestlingowym.

Dwa tygodnie później odszedł Flair

W WCW tematem numer jeden był ciągnący się od wielu miesięcy spór o nowy kontrakt Rica Flaira.

Po styczniowym zwycięstwie nad Stingiem Flair stał się pierwszym w historii mistrzem WCW. Choć miał już na karku 42 lata, fani wciąż go uwielbiali i, co ważne, byli gotowi płacić, by go oglądać. Z jakiegoś powodu jednak Jim Herd twierdził, że czas Flaira już minął. Dlatego w nowej umowie chciał ograniczyć liczbę jego występów i obciąć mu pensję o ponad połowę. Flair miałby też na dobre zniknąć z main eventów.

Nature Boy oczywiście odrzucił te warunki i zaczął na złość Herdowi odmawiać straty pasa. - Byłem gotów się poświęcić i przegrać z Barrym Windhamem, ale mój prawnik dostał faks z wypowiedzeniem. Potem Herd zadzwonił do mnie i powiedział: "Pieprzę to. Jesteś zwolniony" - pisze w swojej biografii.

Był 1 lipca 1991 roku. Trzy dni później na Great American Bash zadebiutował Eric Bischoff. W czasie gali fani przy każdej okazji skandowali "We Want Flair". Sam wrestler był już jednak jedną nogą w WWF. Zabrał tam ze sobą nawet pas WCW.

Awans Bischoffa

Do federacji z Atlanty Ric Flair wrócił w pierwszej połowie 1993 roku. W Turner Broadcasting, przedsiębiorstwie, do którego należało WCW, akurat zwolniło się stanowisko producenta wykonawczego. Propozycję jego objęcia dostał właśnie Flair. Odmówił jednak, twierdząc, że nie mógłby pogodzić obowiązków biurowych z ringowymi.

W tym momencie głównymi kandydatami do przejęcia schedy zostali Ole Anderson, członek pierwszego składu Horsemen, oraz Eric Bischoff, wciąż tylko announcer. Poproszony o opinię Flair niespodziewanie poparł tego drugiego. - Ole żył przeszłością. Eric wydawał się dużo bardziej nowoczesny - wyjaśnia swój wybór. WCW potrzebowało kogoś ze świeżym spojrzeniem, kogoś, kto nie będzie myślał kategoriami lat 70.

Pojawił się jednak problem, bo z wyjątkiem Flaira i Arna Andersona starsi wrestlerzy nie zaakceptowali nominacji Bischoffa. Zwłaszcza ci, którzy pielęgnowali regionalne tradycje NWA, uważali go po prostu za intruza.

- Nie znałem historii WCW i NWA. Nie wiedziałem za dużo o tych regionalnych tradycjach, które dla wszystkich były takie ważne. Wydawało mi się, że gdyby rzeczywiście były takie ważne, to federacja nie miałaby problemów finansowych - pisze w swojej książce Bischoff. I dodaje: Chciałem, żeby WCW zaczęło być postrzegane jako federacja ogólnokrajowa, a nie regionalna.

Ric, pomóż mi ściągnąć Hogana

Koniec grudnia 1993 roku, Starrcade w Charlotte. Ric Flair pokonał Vadera i po raz drugi sięgnął po tytuł mistrza WCW. Następnego ranka z gratulacjami zadzwonił Hulk Hogan.

Flair opowiedział o tej rozmowie Bischoffowi. - Kumplujesz się z Hoganem? - zapytał Eric. - Tak, bardzo dobrze się dogadujemy. - Myślisz, że chciałby przyjść do WCW? - Nie wiem, zadzwonię do niego.

- Zadzwoniłem do Hogana i powiedziałem: "Nie wiem, jak na to zareagujesz, ale facet o nazwisku Eric Bischoff chce z tobą rozmawiać. On jest tu teraz szefem" - mówi w poświęconym mu DVD "Nature Boy Ric Flair: The Definitive Collection".

Hogan od pół roku nie był związany z żadną federacją. Gdy opuścił WWF z powodu afery sterydowej, zdecydował, że poświęci się aktorstwu. Właśnie kręcił w Orlando zdjęcia do serialu przygodowego "Grom w raju", w którym grał główną rolę.

Bischoff wiedział, że bez pomocy Flaira nie uda mu się przekonać Hulkstera do powrotu na ring. - Hogan nie szanował mnie za bardzo. Z całą pewnością nie patrzył na mnie jak na kogoś takiego jak Vince McMahon. Byłem dla niego zwykłym chłystkiem, który tylko pracuje dla wpływowych ludzi - wspomina.

Taktyka była prosta: latać na plan zdjęciowy tak długo, aż Hogan da się przekonać do podpisania kontraktu. Zajęło to kilka tygodni.

Jednak Hogan wręcz panicznie bał się, że ktoś w WCW będzie chciał zniszczyć jego postać. Zażądał więc, aby w umowie znalazł się zapis o creative control, pozwalający mu na odmówienie porażki czy nawet blokowanie storyline'ów. Bischoff przystał na ten warunek, co było precedensem, bo do tej pory creative control było rzeczą umowną, nigdy nie potwierdzoną na papierze.

Doprowadziło to do kuriozalnej sytuacji, w której każda decyzja musiała być konsultowana z Hoganem. - Trudno być bookerem, gdy twoim podstawowym obowiązkiem jest dbanie o to, by jeden facet był zadowolony - ironizuje Flair, który wówczas zasiadał w komitecie bookerskim.

W lipcu 1994 roku na Bash at the Beach Hogan pokonał Flaira i zdobył pas WCW. Relacje na linii Flair-Bischoff były jeszcze dobre.

Pierwszy zgrzyt

Początkowo Flair miał odzyskać tytuł na Clash of the Champions sześć tygodni później, a potem ostatecznie stracić go na Halloween Havoc w październiku. Chodziło o to, żeby fani nigdy nie mieli pewności, kto wyjdzie ze starcia Hogan-Flair zwycięsko.

Walka na COTC zakończyła się jednak zwycięstwem Flaira przez countout, gdyż Hogan nie zgodził się na czystą porażkę i stratę pasa. Nature Boy był wściekły. - Był przekonany, że po tym, co zrobił dla Hogana w lipcu, ten powinien mu się automatycznie zrewanżować - twierdzi Bischoff. - Myślę jednak, że nikt z nas nie rozważał na serio pozbawienia Hogana pasa tak szybko.

Bilety na Halloween Havoc nie rozchodziły się. - Czego się spodziewałeś? Dlaczego ludzie mieliby chcieć zobaczyć moją kolejną porażkę z Hoganem? - pytał Flair Bischoffa. Żeby ratować sprzedaż, ustalono stypulację tej walki na retirement match (kariera vs. kariera). Zwycięzca pozostał bez zmian.

- Ric nie miał naprawdę zakończyć kariery. Radziłem mu tylko, aby zniknął na jakiś czas i pozwolił ludziom za sobą zatęsknić - wyjaśnia Bischoff.

Dla Flaira nie było to jednak takie oczywiste. Mimo wielu obietnic wciąż nie przedłużono z nim kontraktu, więc obawiał się, że porażka z Hoganem może posłużyć za pretekst do wysłania go na prawdziwą emeryturę. - A co jeśli Bischoff zostanie zwolniony i nikt nie będzie pamiętał, że mam wrócić? - zastanawiał się. W końcu postawił ultimatum: nowy kontrakt albo nie ma walki.

Skończyło się na tym, że w dniu gali prezes WCW Bill Shaw musiał polecieć z Atlanty do Detroit, gdzie odbywało się Halloween Havoc, i przedstawić Flairowi nową, roczną umowę.

- Straciłem trochę szacunku dla Rica. Trzymał nas w niepewności do ostatniej minuty. I to już po tym, jak ustnie ustaliliśmy warunki - pisze Bischoff. Flair nie był jednak bez racji. Przy takiej rotacji kadr, jaka miała miejsce w WCW, załatwianie czegokolwiek "na gębę" było działaniem samobójczym.

W oparach absurdu

Odkąd w WCW był Hogan, Bischoff nie potrzebował już Flaira. No, może trochę przy sprowadzaniu do federacji Randy'ego Savage'a. Ale to tylko dlatego, że ten szczerze nienawidził Hogana.

Coraz częściej w obecności innych wrestlerów Bischoff drwił zarówno z Flaira, jak i jego najlepszego przyjaciela Arna Andersona. Co więcej, przypisywał Nature Boyowi decyzje, których ten nie podjął. - Gdy byłem członkiem komitetu bookerskiego, Arn został poproszony o to, by odwołał zaplanowane wakacje i wziął udział w trasie po Japonii. Dlaczego? Bo Eric powiedział, że "Flair tego chce" - narzeka Naitch. - Ron Simmons mógł uwierzyć, że nie widziałem w nim materiału na mistrza. A tak naprawdę to Hogan nie chciał z nim pracować.

Bischoff miał też do Flaira pretensje, że ten przed Halloween Havoc w październiku 1995 roku udał się na operację zaćmy. - Nigdy nie dałem ci zgody, żebyś wziął sobie wolne! Poza tym ten wywiad z tobą i Stingiem wyszedł do dupy i trzeba go nagrać od nowa! - wrzeszczał do słuchawki.

Tuż po zabiegu Flair, wbrew zaleceniom lekarzy, poleciał do studia WCW w Atlancie, by powtórzyć wywiad. Na prawe oko gorzej widzi do dziś.

Wielokrotny mistrz świata wpadł w dołek. Bischoff traktował go z pogardą, a na dodatek jego pensja była niższa od pensji Steviego Raya, brata Bookera T znanego tylko z występów w tag teamie.

- Nigdy nie chciałem być najlepiej opłacanym wrestlerem WCW. Chciałem tylko, żeby moje zarobki były adekwatne do pracy. A Bischoff żałował mi 500 tysięcy dolarów, podczas gdy ludzie, którzy zrobili dużo mniej dla federacji, dostawali milion albo i więcej - żali się Flair. - Diamond Dallas Page był milionerem tylko dlatego, że był sąsiadem Bischoffa - podsumowuje.

Myśl o odejściu z WCW nie dawała Flairowi spokoju. Jego kontrakt wygasł w lutym 1998 roku, a trwające od listopada negocjacje nie zakończyły się podpisaniem nowej umowy. - Jestem pewny, że Vince chciałby cię widzieć z powrotem - powiedział Jim Cornette, przyjaciel Flaira, wówczas pracujący w WWF.

Gdy Nature Boy poinformował o tym swoich agentów, ci zapewnili go, że pomogą mu wynegocjować odpowiednie warunki kontraktu. - Miałem zarabiać tyle, co inne gwiazdy WCW, z wyjątkiem Hogana, Nasha, Halla i Stinga. Pasowało mi to. Nie wierzę jednak, że moi agenci walczyliby o taką pensję. W końcu reprezentowali też Bischoffa, więc nie byłem dla nich najważniejszy - wspomina.

Problem rozwiązał się jednak sam, bo już w kwietniu Flair ponownie wyleciał z WCW.

Było tak: dziesięcioletni syn Flaira, Reid, zakwalifikował się do ogólnokrajowego turnieju zapaśniczego w Detroit. Nature Boy postanowił jechać tam razem z nim i w związku z tym poprosił WCW o wolne. Zgodę, jak twierdzi, otrzymał. Wtedy Bischoff, który przebywał w Japonii, zadzwonił do Flaira z informacją, że ten nie może pojechać z synem na turniej, bo jest potrzebny na Thunder, drugorzędnej gali WCW, w odległym o 1600 kilometrów Tallahassee.

- Nie wystąpiłem na Thunder od miesiąca. Zaproponowali, że podstawią mi samolot, ale pod warunkiem, że pokryję połowę kosztów. Czy gdyby Hogan potrzebował samolotu, też kazaliby mu płacić? Powiedziałem federacji "nie" - pisze Flair.

Bischoff zwolnił go za naruszenie warunków kontraktu. Tego samego, który wygasł dwa miesiące wcześniej. Ponadto WCW zawiadomiło Flaira, że jego nieobecność na jednej gali spowodowała straty w wysokości około 2 milionów dolarów. - Całkiem ciekawa suma, bo sam zarabiałem tylko jedną czwartą tego, i to w ciągu całego roku - żartuje.

Prezesem musi być ktoś z branży

Na Nitro Bischoff zwołał spotkanie z wrestlerami, na którym oświadczył, że zamierza doprowadzić Flaira i jego rodzinę do bankructwa. Nie był to storyline.

We wrześniu, pięć miesięcy po zwolnieniu Flaira, wspólni agenci zorganizowali spotkanie skłóconych stron. - Nigdy nie wygrasz ze mną w sądzie. Twój prawnik to adwokat rozwodowy, co on może dla ciebie zrobić? - kpił Bischoff. - Pieprz się - rzucił Flair i opuścił pokój.

Pod koniec października do Greensboro w rodzinnej dla Flaira Północnej Karolinie miało przyjechać Raw. - Zastanawiałem się, czy nie iść tam z Reidem. Usiedlibyśmy w pierwszym rzędzie, a Jim Ross podszedłby do nas z mikrofonem i powiedział: "Dzisiaj porozmawiamy z jednym z najwspanialszych mistrzów zapasów". Jednak zamiast rozmawiać ze mną, zacząłby robić wywiad z Reidem [syn Flaira wygrał wspomniany turniej zapaśniczy - przyp.]. A ten powiedziałby: "Jestem tu z moim tatą, bo WCW podało go do sądu i teraz ma trochę wolnego".

Przed zrobieniem tego powstrzymywała go obawa, że mógłby zawieść swoich przyjaciół w WCW. Arn Anderson dzwonił do Flaira dziesiątki razy, prosząc go, by wreszcie wrócił.

Nature Boy ostatecznie uległ i zgodził się odnowić stary kontrakt, którego warunki mu nie odpowiadały. - Nie mogłem upierać się przy 1,5 miliona, gdy Arn robił, co mógł, żeby utrzymać Horsemen w całości.

Flair wrócił 14 września 1998 roku na Nitro, zbierając gigantyczny pop. Fani doskonale wiedzieli, co zaszło między nim a Bischoffem, bo już wtedy można było o tym przeczytać w internecie.

- Arn to jeden z najlepszych wrestlerów wszechczasów, a ty go zniszczyłeś! Potem zadzwoniłeś do mnie i powiedziałeś "Rozwiążcie Horsemen. Ta grupa to przeżytek". Jesteś skończonym dupkiem, Bischoff! No dalej, użyj swojej władzy! Wyłącz mnie! Nienawidzę cię! Jesteś kłamcą! Zwolnij mnie! Ja już jestem zwolniony! - wrzeszczał do mikrofonu.

- Fani zachowywali się, jakby oglądali nie sports entertainment, a coś, co wcześniej nie wychodziło poza szatnię. I mieli rację. To, co powiedziałem, było stuprocentową prawdą - pisze Flair, unikając jednak słowa "shoot". Doprowadziło to do storyline'u bazującego na prawdziwym konflikcie. - Dzięki Ricowi wyszedłem na wcielenie zła i człowieka opętanego żądzą władzy - twierdzi Bischoff.

W grudniu 1998 roku Flair i Bischoff dwukrotnie stanęli naprzeciwko siebie w ringu. Na Starrcade górą był Easy E. Jednak już następnego dnia na Nitro Flair wziął rewanż i został storyline'owym prezesem WCW.

Prawdziwym prezesem od 1994 roku był Bischoff. We wrześniu 1999 roku został jednak zastąpiony przez Billa Buscha, swojego dotychczasowego księgowego. Mimo całej niechęci do Bischoffa, Flair uznał tę decyzję za ryzykowną dla federacji.

- Popełniłeś błąd, to się nie uda - powiedział jeszcze tego samego dnia do Harveya Schillera, prezesa Turner Sports, któremu podlegało WCW. - Co masz na myśli? - Księgowy nie może prowadzić federacji wrestlingowej. To musi być ktoś z branży. - Masz na myśli kogoś konkretnego? - Musiałbym się zastanowić.

Żadnego nazwiska jednak nie podał.

Flair wyrównuje rachunki

Dzień po ataku terrorystycznym na WTC 11 września 2001 roku, Ric Flair odebrał niespodziewany telefon. - Po tym, co stało się wczoraj, siedzę i myślę o wszystkich moich przyjaciołach. Pomyślałem, że zadzwonię i zapytam, co słychać - usłyszał. To był Eric Bischoff. - Teraz jestem jego przyjacielem? - zastanawiał się po rozmowie Flair.

Dwa miesiące później na Raw w Charlotte Flair ogłosił swój powrót do WWF. Bischoff pojawił się w tej federacji w lipcu 2002 roku.

- Spośród wszystkich ludzi w WWE, tylko Arn Anderson i Ric Flair otwarcie okazywali swoje niezadowolenie z powodu mojej obecności. Jednak nawet oni schowali urazę do kieszeni - pisze Bischoff. W rzeczywistości jednak Flair nie miał zamiaru udawać, że sprawa jest zamknięta. - Było tysiąc powodów, dla których nie uderzyłem Bischoffa w WCW. Przede wszystkim taki, że był przedstawicielem władzy. Ale teraz, kiedy był takim samym pracownikiem WWE jak ja, mogłem mu w końcu nakopać.

Do fizycznej konfrontacji doszło jednak dopiero w marcu 2003 roku przed Raw. Wtedy to Flair zauważył w szatni rozmawiającego przez telefon Bischoffa.

- Pilnuj drzwi - zawołał do zdezorientowanego Arna Andersona, którego chwilę wcześniej odciągnął od posiłku. Zaraz potem ponownie przekroczył próg szatni. - Musimy pogadać - mruknął do swojego byłego szefa. Ten jednak wciąż stał z telefonem przy uchu i dał Flairowi sygnał, by poczekał na swoją kolej. - Czekam już od zbyt dawna - pomyślał Nature Boy, po czym rzucił się na Bischoffa. - No już, wstawaj i walcz! - krzyczał na całe gardło.

W pewnym momencie do szatni wparował Sgt. Slaughter odpowiedzialny m.in. za utrzymywanie porządku za kulisami. - Ric, co ty robisz? - Wyrównuję rachunki.

Flair trafił na dywanik do McMahona. Ten oczywiście znał historię konfliktu. - Ric, to nieprofesjonalne. Planowałeś to? Ktoś jeszcze był w to zamieszany? - Nie. Poprosiłem Arna, żeby pilnował drzwi. To wszystko. - To się nie może już więcej powtórzyć. Kiedy jesteś w hali, jesteś własnością federacji. I jeszcze jedno, Ric. Czy kogoś jeszcze chcesz pobić? - Tak, Hogana. - Boże. Nie rób tego.

Przyjaciele?

W styczniu 2010 roku w TNA rozpoczął się tak zwany reżim Hogana i Bischoffa. Jedną z wielu nowych twarzy w federacji z Orlando był Flair.

- Ric jest dobrym przyjacielem i świetną osobą. Wszyscy mamy wady, ale Ric jest jedną z najbardziej wspaniałomyślnych osób, jakie znam. Wspieram go w stu procentach i jestem dumny, że mogę nazywać go przyjacielem - powiedział Bischoff w wywiadzie udzielonym kilka tygodni po pamiętnym Impact z 4 stycznia.

Flair nie jest aż tak wylewny, ale wygląda na to, że zapomniał Bischoffowi dawne winy. Przynajmniej tymczasowo.

dodane przez SixKiller w dniu: 29-02-2012 22:28:18

Udostępnij

Komentarze (22)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Takie artykuły to prawdziwe perły Attitude :) Nie byłem świadomy konfliktu na linii Bishoff - Flair. "Nature Boy" zawsze był dla mnie jedną z największych gwiazd WCW i duże zdziwienie wzbudziły we mnie informacje o jego stosunkowo niskich zarobkach. Tak w ogóle to dosyć przykro czyta mi się kolejne teksty o tym, jaki burdel panował w tej federacji. W końcu się na niej, kurde, wychowałem. Sam tekst jest wciągający od początku do końca i po prostu profesjonalny. Dziękujemy i prosimy o więcej ;)

napisane przez Grishan w dniu : 01-03-2012

Świetny artykuł. Zaciekawił mnie jednak brak poparcia Ole Andersona na producenta wykonawczego przez Arna Andersona - nie przepadali za sobą, mimo, że byli częścią orginalnego Four Horsemen?

napisane przez guest w dniu : 01-03-2012

Podobnie jak Flair zresztą

napisane przez guest w dniu : 01-03-2012

Zgadzam się z przedmówcami świetny artykuł.Uwielbiam czytać takie artykuły o sytuacjach z backstagu. Rzeczywiście dziwne iż Flair tak mało zarabiał w WCW gdyż jest jedną z tych osób które kojarzą mi się z tą fedką.

napisane przez Yao w dniu : 01-03-2012

Dobry artykuł. Ciekawie się go czytało. Takie rzeczy doskonale uświadamiają że tutaj są osoby które podchodzą do takich spraw intelektualnie w przeciwieństwie do innych for(nie będę wymieniał nazw). Oby tak dalej panie SixKiller

napisane przez maciejex w dniu : 01-03-2012

Bardzo dobry art, Six. Lubię tego typu felietony pokazujące pewne sprawy z przeszłości, z naciskiem na to, jak wszystko wyglądało „od wewnątrz”. Ciekawie rysuje się tu postać Bischoff’a (nie wiem tylko jak to Arthur przeżyje :twisted: ), który pomimo, że żyłki do tego biznesu odmówić mu nie można – to podczas konfliktu z Flair’em zachowywał się zajebiście nieprofesjonalnie i uprawiał (wg mnie) prywatę, ze szkodą dla biznesu (sorry, ale jeżeli jest się biznesmenem, to wszelkie animozje należy potrafić schować w kieszeń, aby interes się kręcił). Nie sądzę, aby Ric był kryształowy, bo on też ma swoje za paznokciem, ale te motywy z nie pozwoleniem wyjazdu na turniej syna (ze ściemą, że Nature Boy jest potrzebny na czymś tak elitarnym jak Thunder), przypisywanie mu autorstwa mało popularnych pomysłów, czy płacenie takiemu draw’owi kasy na poziomie Steviego Ray’a – to ewidentna chęć zrobienia Flair’owi koło pióra przez Easy E.

Poza tym – z tego felietonu wynika coś, co zaobserwowałem już lata temu. Wrestling jest tak plastycznym tworem, że cokolwiek by nie wypłynęło na wizji (shoot), sprytni „Kreatywni” i tak ZAWSZE będą potrafili tak to przerobić (na storyline), że większość widzów i tak będzie sądziła, że miała do czynienia z workiem.

P.S. A co do postawy Hogana wobec Flair’a i tego, że nie chciał zajobować swojemu – jakby nie patrzeć – kumplowi, to po prostu standard i kolejny przykład na to, że może i „Hogan made wrestling”, ale skurwysyn i bezwzględny egoista był z niego zawsze. Wcale nie dziwię się, że np. takie tuzy jak Hitman i Austin potrafiły na ceremonii HoF potraktować go jak powietrze i olać wszelkie próby konwersacji z jego strony. Nie wyobrażam sobie jak osoba z takim charakterem może wyprowadzić na prostą TNA. Dopóki Hogan będzie brał czynny udział w storyline’ach – dopóty dla Hulka najważniejszym będzie postać Terry’ego Bolea, a nie dobro Federacji (i tak jestem w ciężkim szoku, że Hulkster do tej pory jeszcze nie zabookował sobie tam „złota”, chociażby na jakiś krótki czas. Sądzę, że tylko kłopoty zdrowotne go przed tym powstrzymały).

napisane przez -Raven- w dniu : 01-03-2012

guest, to Flair nie poparł Ole Andersona, wyjaśniłem zresztą dlaczego :wink: . Nic mi nie wiadomo, by ktoś pytał Arna o zdanie. On po prostu zaakceptował wybór Bischoffa, bo podobnie jak Flair uważał, że ktoś tak pomysłowy i ambitny przyda się WCW. Co do Ole, to podobno był ciężki w obyciu, ale nie chcę przez to powiedzieć, że Flair (powtarzam: o Arnie nic nie wiem) go nie lubił. Uważał po prostu, że nie nadaje się na to stanowisko.

napisane przez SixKiller w dniu : 01-03-2012


Cytat: SixKiller

Co do Ole, to podobno był ciężki w obyciu, ale nie chcę przez to powiedzieć, że Flair (powtarzam: o Arnie nic nie wiem) go nie lubił. Uważał po prostu, że nie nadaje się na to stanowisko.


Ole był ciężki w obyciu, bo już wtedy miał kłopoty zdrowotne i to prowadziło do częstych kłótni, ale jego stosunki z Flairem były doskonałe, albo bliskie doskonałych. Ole to główny członek komitetu bookerskiego, który sprawił, że Flair zdobył swój pierwszy tytuł mistrza świata i kiedyś w żartach nawet powiedział, że gdyby wiedział jak potoczą się losy Rica po tej decyzji to sam zabookowałby się na mistrza i zrobił z siebie gwiazdę. :wink:


Cytat: -Raven-
czy płacenie takiemu draw’owi kasy na poziomie Steviego Ray’a – to ewidentna chęć zrobienia Flair’owi koło pióra przez Easy E.


Zarobki Flaira były oczywiście śmieszne kiedy zestawi się go z kimś takim jak Ray, ale kolesiostwo i kontakty były w WCW zawsze na pierwszym miejscu i właśnie dlatego Lanny Poffo przez 3 lata był na kontrakcie w federacji, a stoczył 1(słownie JEDNĄ) walkę. Inny przykład Horace Boulder trzepał kasę przez dwa lata i dopiero po tym okresie pierwszy raz pojawił się w ringu. Takich przykładów jest dziesiątki.

PS: Six - warto obejrzeć Nature Boy Ric Flair: The Definitive Collection? Jest tam konkretny dokument czy może całość opiera się głównie na walkach?

napisane przez Bonkol w dniu : 01-03-2012


Cytat: Bonkol

Ole to główny członek komitetu bookerskiego, który sprawił, że Flair zdobył swój pierwszy tytuł mistrza świata


No tak, ale w którym to było roku? 1981. Jego booking w WCW jakieś dziesięć lat później, Flair określa jednym słowem - "straszny" :wink: . M.in. dlatego poparł wtedy Bischoffa. Tak więc osobista sympatia nie szła w parze z uznaniem zawodowym.


Cytat: Bonkol
warto obejrzeć Nature Boy Ric Flair: The Definitive Collection? Jest tam konkretny dokument czy może całość opiera się głównie na walkach?


Jest część dokumentalna, ale dotyczy głównie czasów NWA. Ale obejrzeć oczywiście warto.

napisane przez SixKiller w dniu : 01-03-2012


Cytat: Bonkol

-Raven- napisał/a:
czy płacenie takiemu draw’owi kasy na poziomie Steviego Ray’a – to ewidentna chęć zrobienia Flair’owi koło pióra przez Easy E.


Zarobki Flaira były oczywiście śmieszne kiedy zestawi się go z kimś takim jak Ray, ale kolesiostwo i kontakty były w WCW zawsze na pierwszym miejscu i właśnie dlatego Lanny Poffo przez 3 lata był na kontrakcie w federacji, a stoczył 1(słownie JEDNĄ) walkę. Inny przykład Horace Boulder trzepał kasę przez dwa lata i dopiero po tym okresie pierwszy raz pojawił się w ringu. Takich przykładów jest dziesiątki.


I dlatego prędzej czy później musiało to wszystko pierdolnąć. Nie było po prostu innej opcji. Ekonomia w tej kwestii jest bezwzględna.

napisane przez -Raven- w dniu : 01-03-2012

-Raven-, co do Bischoffa i jego żyłki do interesu, to mam coraz większe wątpliwości. Owszem, miał głowę pełną pomysłów, ale są ludzie, którzy twierdzą, że jedyna rzecz, która mu wychodziła, to wydawanie pieniędzy Turnera. Fani przyczepili Bischoffowi łatkę geniusza, choć tak naprawdę nie wiedzieli, które decyzje należały do niego. Ale Eric miał przewagę nad dziesiątkami anonimowych osób pracujących za kulisami, bo występował na wizji. Wszystko, co dobre, szło więc na jego konto (co złe - na konto Russo). A jak wynika z tekstu, ściągnięcie Hogana do WCW, które stało się symbolem skuteczności Bischoffa, w rzeczywistości nie było jego zasługą. Jego pozycja w federacji była wtedy taka, że nie mógł nawet rozmawiać z Hoganem o pieniądzach.

Nie chcę przekładać wajchy w drugą stronę i pisać, że Bischoff to kompletny nieudacznik. Możliwe jednak, że jest zwykłym przeciętniakiem, który zrobił wokół siebie dużo zamieszania i dlatego wiele osób patrzy na niego łaskawszym okiem. Trzeba by przeczytać wiele wspomnień, żeby zrobić w miarę obiektywny portret Bischoffa.

napisane przez SixKiller w dniu : 02-03-2012


Cytat: SixKiller

Nie chcę przekładać wajchy w drugą stronę i pisać, że Bischoff to kompletny nieudacznik. Możliwe jednak, że jest zwykłym przeciętniakiem, który zrobił wokół siebie dużo zamieszania i dlatego wiele osób patrzy na niego łaskawszym okiem. Trzeba by przeczytać wiele wspomnień, żeby zrobić w miarę obiektywny portret Bischoffa.


No co Ty gadasz, Six??? Przecież Arthur jasno powiedział, że Eric to geniusz, więc nie wiem skąd te Twoje wątpliwości? :twisted:
A tak na serio, to bardzo często tak bywa w dużych firmach, w przypadku ludzi na stanowiskach, że najlepsze pomysły ich podwładnych idą na ich konto, a knoty - obciążają, czasami Bogu ducha winnych, pracowników. Wcale bym się nie zdziwił gdyby w przypadku Easy E było podobnie, bo facet to typ takiego cwaniaka, który w każdej sytuacji potrafi się odpowiednio ustawić.

napisane przez -Raven- w dniu : 02-03-2012


Cytat: SixKiller

Ale Eric miał przewagę nad dziesiątkami anonimowych osób pracujących za kulisami, bo występował na wizji.


jak choćby Mike Graham

napisane przez Ceglak w dniu : 03-03-2012

To że Bischoff to sukinsyn powszechnie wiadome jest nie od dzisiaj, aż dziw bierze że ktoś się dziwi że tak jest. Zresztą Flair jest niewiele lepszy, co nie zmienia faktu że Flaira po prostu uwielbiam. Może i Hogan niejako stworzył ten biznes, ale za to Flair to najlepszy wrestler wszech czasów.
W sumie to w WCW to większość pracujących tam ludzi była wredna, po prostu ta wielka kasa ich zepsuła.
Z drugiej jednak strony to dobrze że ludzie którzy byli w samym środku tego bagna, którzy pogrążyli WCW pracują teraz w TNA. Jak to mówią "co nas nie zabije to nas wzmocni", przynajmniej teraz mamy pewność że drugi raz tego samego błędu nie zrobią.

napisane przez Arthur Credible w dniu : 04-03-2012

Artur, plis, nie obrzydzaj mi tematu z moim własnym tekstem :).

napisane przez SixKiller w dniu : 04-03-2012

od tego momentu wypowiedz to jakis stek, niewysmazony stek bzdet.

Cytat: Arthur Credible

W sumie to w WCW to większość pracujących tam ludzi była wredna, po prostu ta wielka kasa ich zepsuła

1. Co Ty wiesz o zakulisowych rozgrywkach w WCW które mialy miejsce 15 lat temu... wiekszosc ludzi byla zepsuta? w takim razie to dobrze pasuje rowniez do WWE (czy wowczas WWF) bo tez pracuja za wielka kase i nie raz nie dwa razy dalo sie slyszec o wybrykach. kazdemu zgnusnialemu zepsutemu workerowi WCW mozna przeciwstawic tak samo zepsutego z WWE/WWF.
2.
Cytat: Arthur Credible
.
Z drugiej jednak strony to dobrze że ludzie którzy byli w samym środku tego bagna, którzy pogrążyli WCW pracują teraz w TNA. Jak to mówią "co nas nie zabije to nas wzmocni", przynajmniej teraz mamy pewność że drugi raz tego samego błędu nie zrobią.

Juz porobili podobne bledy. Jkaby sie dalo to jakos pociagnac to nadal pracowali by tam Nasty Boys i x=pac i hall i zapewne siegneli by po Sida Viciousa, a na komisarza wsadzili Mike Sandersa, zas na komedianta Ernesta Millera.

napisane przez Alacer w dniu : 04-03-2012


Cytat: SixKiller

Artur, plis, nie obrzydzaj mi tematu z moim własnym tekstem :) .


Ostrzegałem... :lol:


Cytat: Arthur Credible
Z drugiej jednak strony to dobrze że ludzie którzy byli w samym środku tego bagna, którzy pogrążyli WCW pracują teraz w TNA. Jak to mówią "co nas nie zabije to nas wzmocni", przynajmniej teraz mamy pewność że drugi raz tego samego błędu nie zrobią.


Przyznam, że trudno o większa bzdurę. To tak jakby zatrudniać trenera który położył szanse drużyny na zdobycie Mistrzostwa Świata, tłumacząc to tym, że facet limit błędnych decyzji już wyczerpał i drugi raz babola już nie walnie (pomijam już o totalny bezsens związany z tym, że "facet nabył przez to doświadczenie", bo to trudno nawet komentować na poważnie) :roll: Naprawdę nie znasz ludzi, którzy powielają w nieskończoność te same błędy? Przecież nawet w TNA obecnie jest to widoczne, że niektórzy nadal żyją tam latami 90-tymi i myślą, że to co wypaliło wtedy, ludzie dzisiaj łykną jak ciepłe bułki.
Jeżeli ktoś np. w sektorze finansowym coś zjebie i wpiszą mu to w papiery - kolo ma zamknięta drogę do dalszej kariery w finansach, bo nikt nie będzie ryzykował, że facio nie jest debilem, niepotrafiącym uczyć się na własnych błędach, a skoro zjebał coś raz, może i drugi. Jak widać - w świecie wrestlingu ta zasada nie obowiązuje, z widoczną szkodą dla biznesu.

napisane przez -Raven- w dniu : 04-03-2012

-Raven-, można powiedzieć, że Bischoffa dopadł ten sam syndrom, co wcześniej Ole Andersona. I tak jak Ole nie potrafił sprostać wyzwaniom lat 90., bo myślami cały czas tkwił w latach 80., tak Bischoff ciągle wierzy, że pomysły, które piętnaście lat temu pomogły wywindować WCW na federację numer jeden, wciąż będą skuteczne. Trzeba jednak powiedzieć wprost: fani, w tym także ja, chcieli widzieć Bischoffa w TNA, bo uwierzyli etykiecie cudotwórcy, o której pisałem wcześniej. Czas pokazał, że był to błąd. I choć miło było zobaczyć powrót nWo (sorry, jestem markiem), to ten pomysł nie miał szans powodzenia. Ale nie roztrząsajmy tego wątku, bo wszystkie złe pomysły TNA zostały już skrytykowane w temacie o Impact. Chodzi tylko o to, że tak jak w 1993 roku postawiono na Bischoffa, bo był świeży, tak teraz powinno się go odsunąć, bo jest za mało nowoczesny. Ktoś napisze: wziąć Heymana. Ale skąd wiadomo, że Paul nie ma tego samego problemu, co Bischoff i Ole? Fani go lubią, bo podobnie jak Eric symbolizuje dobre czasy. Wiadomo jednak, że nie był - delikatnie mówiąc - najlepszym organizatorem. Gdyby wrócił do TNA, mógłby się okazać takim samym rozczarowaniem jak Bischoff. Nieobecność tylko mu służy.

napisane przez SixKiller w dniu : 04-03-2012

Six - jasne, że ludzie idealizują Heymana, bo kiedyś wymiatał swoim bookingiem w starym ECW i niczego spektakularnie w tej kwestii nie spierdolił. Jasne, że będąc w TNA mógłby równie dobrze dać ciała, ale ja bym chyba jednak zaryzykował (byle trzymać go z dala od spraw finansowych :D ).
Ja w TNA zrobiłbym mały eksperyment i założył stronę internetową, gdzie fani z całego świata mogliby wpisywać swoje bookerskie pomysły. Jak wiadomo, na różnych forach, ludzie często mają ciekawsze pomysły niż "Kreatywni" w największych Fedach, tak więc później bookerzy TNA mieliby z czego czerpać. To by mogło przynieść jakiś powiew świeżości. Trzeba by tylko było zatrudnić ludzi, którzy odsiewaliby perełki od zwykłych shitów :wink:
Co do Bischoff'a to wiadomo, że wyrobił sobie markę i wszyscy chcieli go widzieć w TNA (ja też). Jednak skoro okazało się, że facet żyje nadal przeszłością, to po prostu należałoby zrezygnować z jego pomysłów i tyle (skoro się nie sprawdził). Błędem nie jest samo zatrudnienie Easy E., ale brnięcie dalej w jego wizje, skoro okazało się, że nie są one na miarę XXI wieku.

napisane przez -Raven- w dniu : 04-03-2012

Ja powiem trochę inaczej.

Nie zawadzi mieć nawet 5 Russo, Paulych czy Bischów, byle nad nimi stał ktoś kto by filtrował te pomysły, ktoś kto nie ma może 100 pomysłów na sekunde, ale potrafi wyłonić najlepsze mając właśnie spojrzenie z szerszej perspektywy, a nie na zasadzie, mam fajny pomysł - robimy na najbliższym show, a co dalej to się zobaczy.

napisane przez Ceglak w dniu : 05-03-2012

Bischoff pisze, że w WCW kimś takim (może nie tyle nad nim, co obok niego) był Flair. Mówiąc w skrócie: gdy pomysły Erica zbyt daleko odbiegały od wrestlingowej tradycji, Naitch sprowadzał go na ziemię. Ale tak było najwyżej do 1995 roku, kiedy Bischoff liczył się jeszcze ze zdaniem Flaira. Potem rolę głównego doradcy musiał przejąć Hogan. I to samo w sobie nie było jeszcze złe, bo przypomnijmy, że największe sukcesy WCW nastąpiły dopiero później, więc odsunięcie Flaira nie zakończyło żadnej złotej ery. Można pisać, że WCW upadło m.in. przez złe zarządzanie Bischoffa - i będzie to prawda. Z drugiej strony gdyby nie on, prawdopodobnie nigdy by nie doszło do konfrontacji z WWF, a WCW byłoby tym, czym obecnie jest TNA - wiecznie drugą największą federacją.

napisane przez SixKiller w dniu : 05-03-2012

Six tak naprawdę rozpad WCW zaczął się jeszcze w jego złotej erze, więc śmiem twierdzić, że dojechali tak daleko tylko dzięki jednemu storyline`owi, a to za mało.

Russo swego czasu w shoot interviews zwymyślał pomysł rady bookerskiej, bo do jednego pomysłu przychodziło za dużo poprawek - ale czy nie o to w tym wszystkim chodzi? Vince myślał że jak przyniesie skrypt na show to będą w nim najwyżej kosmetyczne poprawki, czyli jak łatwo się domyśleć jego niedorzeczności przechodziłyby w pełni.

Bischoff natomiast polegał w dużej mierze na samych pomysłach innych ludzi bez krytycznego spojrzenia na nie. Nie oszukujmy się(Artur) z Erica nigdy prawdziwy booker nie był i nie będzie. Brał pomysły innych i wcielał je w życie. Krótko mówiąc, w WCW nigdy nie było chyba jednego człowieka który wytyczałby plan na przyszłość, stąd bałagan, kombinacje, polityka na całego i potem takie akcje jak z Flairem to tylko część bagna w które można wpaść.

napisane przez Ceglak w dniu : 05-03-2012

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy